sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 16

Otworzyłam powoli oczy, by dostosować je do ostrego światła. Rozejrzałam się po białej sali słysząc ciche pikanie maszyny stojącej obok mnie. Byłam w szpitalu. Ale jak? Dlaczego? Chciałam zadać te wszystkie pytania, jednak gdy otworzyłam usta, nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Poruszyłam niespokojnie nogami czując na nich pewien ciężar. Spuściłam wzrok na osobę śpiącą z głową na moich kolanach. Brunet z burzą loków, które opadały mu bezwładnie na twarz oddychał ciężko szepcząc coś cicho w niezrozumianym dla mnie języku. Był wykończony, widziałam to po nim. Przez podkrążone oczy oraz rozluźnione rysy twarzy wyglądał na na prawdę bezbronnego człowieka. Zwróciłam wzrok na nasze splecione dłonie, których chłopak za wszelką cenę nie chciał puścić. Uśmiechnęłam się pod nosem delikatnie poprawiając jeden z włosów wpadających mu do rozchylonych ust. Chłopak poderwał się na nogi, wywalając przy tym obrotowe krzesełko na którym siedział i rozglądnął się dookoła siebie zdezorientowany. Natychmiast cofnęłam rękę patrząc przestraszona na górującego nade mną Styles'a.
- Harry...- Wyszeptałam, a nasze spojrzenia momentalnie spotkały się ze sobą. Brunet ponownie otworzył usta wpatrując się we mnie ogromnymi oczyma.
- O mój Boże, Meg... - Podszedł do mnie z powrotem siadając obok mnie, a w kącikach jego oczu zobaczyłam łzy.
- Co się stało? Skąd się tu wzięłam? - Byłam zdezorientowana.
- Potem. Teraz trzeba zawołać lekarza, pielęgniarki, twoją mamę... - Złapał się za włosy
- Harry, popatrz na mnie! - Zaśmiałam się pod nosem, na co chłopak zgromił mnie spojrzeniem.
- Nic mi nie jest, czuję się dobrze. Nie potrzebuję na razie żeby ktokolwiek przychodził. Wystarczysz mi ty - Uspokoiłam go z powrotem złączając nasze dłonie i klepiąc miejsce obok siebie, na którym chłopak usiadł biorąc mnie w ramiona. Wtuliłam się w niego zaciągając się zapachem bruneta.
- Od ilu dni tu leże?
- Trzech
- Tak długo?! Ale jak to?! Co się stało? Ostatnim co pamiętam to wjeżdżający we mnie samochód, tyle - Powiedziałam czując się trochę wystraszona. Harry wyczuł to, pocierając uspokajająco kciukiem o moje ramię.
- Meg, straciłaś bardzo dużo krwi i masz złamaną nogę. Były problemy z oddychaniem, ale na szczęście Luke szybko przywiózł cię do szpitala - Na wspomnienie jego imienia szczęka Harrego napięła się wywołując u mnie dreszcze.
- Luke? On tu jest? Wszystko z nim w porządku? - Zielonooki tylko kiwnął głową w odpowiedzi.
- Muszę się z nim zobaczyć - Chciałam wstać, jednak Harry jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie tak, że nie miałam szans na jakikolwiek ruch.
- Nie możesz, musisz odpoczywać - Skarciłam go spojrzeniem, ale chłopaka to tylko rozśmieszyło.
- Z czego się lejesz? - Warknęłam, a Harry w tym samym czasie wybuchnął niepohamowanym chichotem.
Meg and Hazz
- Z twojej miny. Jesteś piękna jak się denerwujesz, ale złość piękności szkodzi - Wyciągnął w moją stronę język, a ja prychnęłam.
- To, że ledwo się ruszam nie znaczy, że nie jestem w stanie ci przywalić - Mój rozpędzony łokieć zderzył się z brzuchem lokatego, na co ten jęknął i stoczył się na podłogę pod wpływem ogarniającej go głupawki. Obserwując go sama zaczęłam się chichrać i przez następnie minuty próbowaliśmy obydwoje zapanować nad śmiechem. Gdy nam się to udało Harry z powrotem położył się obok mnie odgarniając włosy z mojej twarzy. Oddychaliśmy miarowo obserwując siebie nawzajem. Był piękny. Jego zielone oczy wpatrywały się w moje, a w połączeniu z lekko rozchylonymi ustami i zaczerwienionymi policzkami wyglądał jak anioł. Pieprzony ideał. Pierwszy raz widziałam go w pełni szczęśliwego z błyszczącym, rozradowanym spojrzeniem i uroczymi dołeczkami w policzkach. Widziałam w nim małego chłopca, który pomimo szczerego uśmiechu na twarzy skrywa w sobie wiele tajemnic, ból i cierpienie. Był to Harry, mój Harry. Chłopak z dobrym sercem, ale złą przeszłością. A moim zadaniem było wypędzenie z niego całego smutku i złości jaka w nim tkwiła. Przybliżyłam twarz do twarzy chłopaka skanując oczami jego delikatne rysy. Tak bardzo chciałabym być z nim teraz w jego domu, na jego wygodnej, szerokiej kanapie, a nie w tym ciasnym łóżku znajdującym się w szpitalu, czyli najmniej romantycznym miejscu jakie istniało na ziemi. Harry zamknął oczy wiedząc co chcę zrobić i czekając na mój ruch. Powtórzyłam jego gest zbliżając się ustami do malinowych warg Harrego. W tym samym czasie otworzyły się drzwi, a my gwałtownie otworzyliśmy oczy kierując wzrok na stojącą w progu Emily.
- Meg, Meg! Mamo! Meg się obudziła! - Harry zszedł z łóżka robiąc miejsce mojej siostrze, a ta wpadła w moje ramiona prawie mnie dusząc. Po chwili do środka wbiegła rodzicielka zanosząc się płaczem oraz, ku mojemu zdziwieniu, Louis, Ashley i Lily. Po przywitaniu się ze wszystkimi, Ash podeszła do mnie uderzając mnie przyjacielsko w ramię.
- Ty idiotko! Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy!? Nie rób tak nigdy więcej! Słyszysz? Masz tak nie robić bo osobiście cię zabiję! - Wybuchła płaczem, a ja przytuliłam ją mocno czując jak samotna łza spływa po moim policzku. Byłam im wszystkim bardzo wdzięczna za to, że tu ze mną byli. Moja rodzina, przyjaciele, osoby na których zależy mi najbardziej. Przez ramię różowo-włosej spostrzegłam Luke'a wchodzącego cicho do sali. Na sam jego widok poczułam uścisk w sercu. Przez następne dwadzieścia minut wsłuchiwałam się w opowieści Em na temat jej kiwającego się zęba lub odpowiadałam na pytania w kwestii mojego zdrowia. Mama siedziała obok mnie cały czas głaszcząc mnie po włosach, a reszta odwiedzających mnie osób znalazła sobie miejsce w dole łóżka przy moich nogach. Następnie dziewczyny zaczęły opowiadać o Loganie, który od akcji z Harrym nawet nie patrzy w ich stronę i omija je szerokim łukiem, o okrutnych nauczycielach robiących im kartkówki na każdej możliwej lekcji oraz o balu maturalnym do którego zostały tylko cztery dni. Próbowałam skupić się na tym co mówiły, jednak mój wzrok zawiesił się na Harrym i Lou, rozmawiających o czymś zawzięcie z Lukiem. Co oni od niego chcieli? Harry widząc, że mu się przyglądam uśmiechnął się do mnie, a ja momentalnie się zarumieniłam wracając spojrzeniem na damską część naszego grona.
- Myślę, że pannie Meg należy się chwila odpoczynku - W sali zrobiło się cicho, a spojrzenia wszystkich zwróciły się w stronę drzwi, przez które wszedł lekarz trzymając w ręce kartę informacyjną. Był na prawdę przystojny. Miał intensywnie niebieskie oczy, a jego blond włosy sterczały na wszystkie strony, co wyglądało nawet pociągająco. Był może o kilka lat ode mnie starszy, a już zdążył zdać medycynę, nieźle.
Andrew White
- Do zobaczenia jutro córeczko. Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń - Mama przyciągnęła mnie w swoje ramiona cmokając mnie w czoło.
- Dobrze, dzięki mamuś - Odwzajemniłam uścisk, po czym przytuliłam do siebie Lily i Ash.
- Nie powiem, ten lekarz to całkiem fajny jest - Jej brwi uniosły się znacząco w górę, na co zgromiłam ją spojrzeniem i zachichotałam.
- Jak uda mi się wyciągnąć od niego numer telefonu obiecuję,że będziesz pierwszą osobą, która go dostanie - Ashley zaśmiała się, po czym razem z Lily wyszły z sali.
- Meg? - Em podeszła do mnie, a ja popatrzyłam na nią wyczekująco.
- Wracaj szybko do domu, dobrze? - Przytuliłam ją najmocniej jak tylko umiałam.
- Dobrze. Bardzo cię kocham i opiekuj się mamusią, dobrze? - Pocałowałam ją w głowę.
- Dobrze, ja ciebie też kocham - Wręczyła mi do ręki rysunek, na którym widniała cała nasza rodzina łącznie z Harrym trzymającym mnie za rękę. Czując łzy pod powiekami pomachałam dziewczynce, która podskakując dołączyła do mamy, po czym wyszły pozostawiając mnie samą z czwórką chłopaków.
- Pa Meg, wracaj szybko do zdrowia, bo już nie wytrzymuje sam z tym tam - Lou podszedł do mojego łóżka i przytulając mnie skinął głową w stronę Harrego, na co wybuchłam śmiechem.
- Nie dziwię ci się - Cmoknęłam go w policzek, a szatyn wyszedł machając mi i po drodze zabrał ze sobą Luke'a. Chciałam zaprotestować, jednak zanim zdążyłam się odezwać, już ich nie było.
- Jestem doktor White, ale możesz do mnie mówić Andrew. Nie obrazisz się jeśli będę do ciebie mówić po imieniu, prawda? - Powiedział lekarz, a ja kiwnęłam głową zapatrzona w jego oczy. Jak można mieć tak wyrazisty błękit?! Nawet Lou czy Niall takiego nie mają. Harry prychnął pod nosem, na co obydwoje przenieśliśmy na niego swoje spojrzenia.
- Czy coś się stało? - Powiedział spokojnie White uśmiechając się lekko do obserwującego nas bruneta.
- Tak - Odpowiedział Harry, po czym wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
- Masz bardzo wybuchowego chłopaka - Usłyszałam nad sobą, rumieniąc się z zażenowania.
- Ja...przepraszam - Zająkałam się nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Mężczyzna uśmiechnął się znad karty, na którą właśnie coś wpisywał.
- Nie masz za co, może i jest...niepohamowany, ale mało który chłopak siedzi przez bite trzy dni przy swojej dziewczynie nie odchodząc od niej nawet na krok - Mrugnął do mnie, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Przez cały ten czas Harry przy mnie siedział? - Spojrzałam na niego, ale on tylko kiwnął głową i powtórnie powrócił do swojej pracy. Opadłam na poduszkę biorąc z powrotem rysunek od Emily i przyglądając się naszym splecionym dłonią, a na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech.

* Z punktu widzenia Harrego *

Wyszedłem od Meg trzaskając drzwiami. Ten cały White mnie wkurwiał, a na dodatek Megan nie odwracała od niego wzroku zapatrzona jak w obrazek. Wyraźnie słyszałem o czym rozmawiały z Ashley i prędzej to on trafi na jej miejsce niż pozwolę brunetce wziąć jego numer. 
- Stary, wszystko ok? - Louis podszedł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Przejechałem dłońmi po włosach siadając na jednym z krzeseł na korytarzu. 
- Nie podoba mi się ten cały lekarz. Dobiera się do Meg 
- Harry przesadzasz. To lekarz, musi ją zbadać i opatrzyć 
- To niech pielęgniarki do tego zawoła - Byłem już na granicy wytrzymałości. Tomlinson zaśmiał się siadając obok mnie.
- I co? Dowiedziałeś się od niego czegoś więcej? - Chodziło mi o Luke'a. W sali wypytaliśmy go o wypadek. Chłopak nie chciał z nami rozmawiać, ale akurat w tej kwestii nie miał nic do gadania. Po drugie jeśli myślał, że mi tak wspaniale się z nim konwersowało, to był w kurewsko wielkim błędzie. Blondyn odpowiedział nam tylko na ważne pytania, które w jakiś sposób mogłyby wskazać, że próba zabicia Meg była zamierzana. Aż mnie krew zalewała kiedy o tym myślałem, jednak po jego streszczeniu wydarzeń nie było w tym nic szczególnego czy wartego uwagi. Gdy zostałem jeszcze z Megan w sali, a Lou z blondaskiem wyszli na korytarz, starszy ostrzegł go, by trzymał się od niej z daleka. Nie chciałem żeby dziewczyna nabrała podejrzeń, dlatego poprosiłem przyjaciela by się tym zajął, a sądząc po tym, że już go tu nie było, Tomlinson zrobił to skutecznie. Jednak było coś, co nie dawało mi spokoju od trzech dni i raczej nigdy mi go nie da. To Luke uratował Meg, gdy ja jak ostatni dupek zostawiłem ją samą. To Luke przywiózł ją do szpitala i zatroszczył się o nią, gdy ja okradałem sejf i topiłem swoje smutki w alkoholu. To z nim powinna być, nie ze mną. Kiedy dziewczyna się obudziła nie wiedziałem co mam robić. Chciałem wpić się w jej idealne usta, lecz z drugiej strony nie chciałem spotkać się z jej odrzuceniem. Mogła być na mnie obrażona, zła, skrzywdzona, że pozostawiłem ją bez względu na konsekwencję, ale nie była. Dostałem od niej drugą,trzecią, a może i piątą szansę, dlatego już więcej nie spieprzę. W tym samym czasie drzwi z numerem 243 otworzyły się, a ze środka wyszedł Andrew z tym swoim pedalskim uśmieszkiem. 
- Nie widzę żadnych nowych objawów, a jej stan jest stabilny. Zostanie w szpitalu jeszcze jutro na obserwację, a wieczorem zostanie wypisana. Przekażą to panowie matce Megan, czy mam zrobić to osobiście? - Odetchnąłem z ulgą słysząc jego słowa, ale przy końcówce moje usta zacisnęły się w cienką linię.
- Przekażemy - Odpowiedział szybko za mnie Louis.
- Mogę do niej wejść? - Spytałem. White zastanawiał się przez chwilę czytając coś w karcie.
- No dobrze, ale dosłownie na 5 min., bo zaraz przychodzą pielęgniarki podać lekarstwa - Powiedział, po czym odszedł. Siedział tam przez 10 minut jak nie więcej i nawet lekarstw jej w tym czasie nie podał?! To co on kurwa tam robił?! Otworzyłem pewnie drzwi zderzając się spojrzeniem z Meg, na której twarzy natychmiast pojawił się uśmiech, ale moją uwagę przykuła jej ręka chowająca coś szybko pod poduszkę. Czułem jak ogarnia mnie furia, a moje oczy momentalnie robią się czarne. 
- Co tam masz, kochanie? - Starałem się brzmieć jak najbardziej spokojnie, ale mój wzrok chyba wszystko zdradził, gdyż Meg od razu spoważniała kuląc się głębiej w pościeli. 
- Nic - Przełknęła głośniej ślinę, a ja zbliżyłem się do niej. Nie będziemy się tak bawić, nie ma kurwa mowy.
- Co. Tam. Masz ? - Spytałem głośniej akcentując wyraźnie każdy wyraz, a kąciki moich ust uniosły się w górę tworząc szatański uśmieszek.
- Harry przestań... - Dziewczyna próbowała mnie odepchnąć, a w jej oczach panował strach. Złapałem mocno za jej nadgarstek wyginając jej rękę do tyłu i sięgając po zwiniętą kartę papieru spoczywającą pod głową Meg. Dziewczyna syknęła, jednak nie przejąłem się tym zbytnio.
- Co to kurwa jest?! - Wydarłem się, nie będąc w stanie nad sobą zapanować. 
- Harry to nie tak, to.. - 
- To jego numer, prawda?! Nie będziesz z nim kurwa rozmawiała nawet na żywo! - Przedarłem kartę na pół, potem na cztery części, sześć. Nie obchodziło mnie co na niej było, ona nie będzie kurwa z nikim gadała poza moimi plecami, a już na pewno nie z tym chujem! Zabiję go własnoręcznie jak stąd wyjdę, może być pewien! 
- Harry przestań! Przestań! Błagam cię! - Meg rzuciła się na mnie, a łzy spływały po jej czerwonych policzkach. Poczułem jak obkłada mnie swoimi małymi piąstkami po plecach, brzuchu, głownie, ale ja nie zamierzałem przestać. Dopiero po chwili uspokoiłem się widząc jak brunetka skuliła się na łóżku chowając twarz w dłoniach.
- Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię - Szeptała co chwilę zachrypniętym od płaczu głosem huśtając się na piętach niczym małe dziecko. Zdezorientowany przeniosłem spojrzenie z niej na strzępy papieru leżące u moich stóp, a moją uwagę przykuła moja własna, uśmiechnięta twarz namalowana dziecięcą kreską i kolorowymi kredkami. Schyliłem się po kawałek kartki rozchylając usta. O nie.
- Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię 
- Meg, ja... - 
- Nienawidzę cię!!! - Dziewczyna wrzasnęła powodując natychmiastowe pojawienie się pielęgniarek. Dwie kobiety w podeszłym wieku patrzyły to na mnie to na zapłakaną brunetkę nie wiedząc co mają robić. 
- Przepraszam, nie wiedziałem, że...
- Wynocha!!! Nienawidzę cię, słyszysz?! Nienawidzę! - Jedna z pielęgniarek podeszła do szafki wyciągając z niej długą igłę i zanim zdążyłem zaprotestować wbiła ją w ramię zdezorientowanej Meg. Po chwili dziewczyna uspokoiła się opadając na łóżko, a jej powieki zaczęły się zamykać pod wpływem środka uspokajającego. Wiedziałem, że za chwilę spadnie na podłogę, dlatego złapałem ją w ramiona amortyzując upadek. Ostatkiem sił Meg popatrzyła w moje oczy wyszeptując ostatnie 'nienawidzę cię' zanim zasnęła z głową na moich kolanach.


Czytasz = komentujesz = szybciej rozdział ;)
+ mam pytanko: Założyć twittera każdemu z bohaterów czy tylko jednego wspólnego? Pomóżcie! :D
Sorry za wszystkie błędy (wiem, że jest ich dużo) ale coś mi się komputer spieprzył, dlatego poprawię je później, obiecuję :/


9 komentarzy:

  1. Cudowne! I ta rozbrajajaca końcówka, no nie mogę! Aż płakać się chce... weny życzę! /Pisz dalej. Dużo. Szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny <3 hmm może tak na początek jednego wspólnego co ty na to? (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge jak on mogl to podrzedz...rozdzial swietny,nie mam pojecia jak to rbisz,ze tak swietnie piszesz.Czekam na next-roxi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie, mam nadzieję, że ona mu wybaczy, a Harry już nie będzie się tak wściekać.
    ~J.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisz!!!!! --.--

    OdpowiedzUsuń
  6. JESTEM TU NOWA I MAM NADZIEJĘ ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ SIE POJAWIŁAY DO EPILOGU! ROZDZIAŁ ŚWIETNY + MACIE NOWĄ CZYTELNICZKE CZYLI MNIE! xd

    OdpowiedzUsuń
  7. NEXT!!!!! :D :D koffam to !

    OdpowiedzUsuń
  8. MAGICZNE! <33333 A ty Harry za to agresja ty baranie daje ci -10!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Lady Spark