sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 17

Od piętnastu minut leżałam wtulona w poduszkę nie reagując na pielęgniarkę krzątającą się po sali.
- Zaraz będzie posiłek - Kobieta podeszła do mnie wymieniając kroplówkę i zapisując coś w karcie pacjenta.
- Nie jestem głodna, dziękuję
- Nie wygłupiaj się Meg, musisz coś zjeść chyba, że chcesz tutaj spędzić kolejne trzy dni. - Na jej słowa ciarki przeszły po moich plecach. Nie chciałam być w tym okropnym miejscu ani minuty dłużej, a co dopiero dni. Nie odpowiedziałam już nic tylko bardziej zakryłam się białą pościelą. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie zachęcająco po czym wyszła zostawiając mnie samą. Dopiero gdy zamknęły się za nią drzwi podparłam się na łokciu wyciągając spod poduszki kawałki rysunku Em. Nienawidziłam Harrego. Gdy wpadł tu do mnie w furii nie dał mi nawet dojść do słowa. Nie wiem dlaczego chciałam ukryć przed nim obrazek. Bałam się, że widząc na nim siebie zareaguje jakoś dziwnie, ale na pewno nie aż tak jak wczoraj. Ten egoistyczny, zapatrzony w siebie dupek zniszczył prezent od mojej siostry tylko dlatego, że myślał, że to numer jakiegoś nie interesującego mnie doktorka! Kilka łez spłynęło po moich policzkach, a ja nie miałam siły, by je powstrzymać. Nienawidziłam Harrego z całego serca, jednak gdy obudziłam się rano pewna mała cząstka mnie miała nadzieję, że będzie tutaj, obok mnie z tym swoim pięknym, szczerym uśmiechem i zielonymi, błyszczącymi w porannym słońcu oczami. Oczywiście nie był go, a ja mu się nie dziwiłam. Sama nie byłam pewna jaka byłaby moja reakcja na jego osobę, a nie chciałam przez przypadek wydrapać mu oczu. Nie w szpitalu.
- Mogę wejść? - Usłyszałam pukanie do drzwi, a zaraz pojawiła się w nich Lucy, pielęgniarka rozdająca każdemu pacjentowi inne, odpowiednie dla niego jedzenie. Kiwnęłam głową, a kobieta wprowadziła do środka wózek z żywnością. Od wczoraj jadłam same lekkie rzeczy, dlatego nie zdziwiłam się widząc na swoim talerzu coś w rodzaju owsianki. Lubiłam owsiankę, ale ta tutaj smakowała jak niedogotowany ryż z dziwnym proszkiem w środku, czyli moimi rozdrobnionymi lekarstwami. Podziękowałam jej najlepiej jak umiałam i by powstrzymać obrzydzenie odsunęłam od siebie papkę stawiając ją na szafce obok. Na szczęście Lucy nie widziała już tego, gdyż zniknęła za zamykającymi się drzwiami. Opadłam z powrotem na łóżko obracając się w stronę okna, z którego dobrze widziałam pobliski park. Był środek czerwca, dlatego na placu zabaw było mnóstwo szalejących dzieci. Obserwowałam ich gonitwy i zabawy, a lekki uśmiech wdarł mi się na twarz. Gdy po dziesięciu minutach wróciła Lucy, nawet nie spojrzałam w jej stronę.
- Meg! Nawet nie tknęłaś jedzenia! Czy ja mam cię nakarmić? - Powiedziała lekko zirytowana kobieta. Już zamierzałam jej odpowiedzieć, gdy moją wypowiedź przerwał dobrze znany mi głos dochodzący spod drzwi.
- Nie trzeba, ja to zrobię - Wraz z pielęgniarką przeniosłyśmy zdziwione spojrzenia na wysoką dziewczynę wchodzącą do sali. Hazel. Uśmiechnęłam się promiennie widząc ją. Naprawdę się cieszyłam. W końcu ktoś normalny, z kim będę mogła szczerze porozmawiać.
- Przepraszam, ale kim pani jest?
- Spokojnie, to moja przyjaciółka. Lucy, mogłabyś nas zostawić same? - Zrobiłam maślane oczy, na co kobieta popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- No dobrze, ale ona ma to zjeść - Wskazała na talerz leżący na szafce, a brunetka na potwierdzenie kiwnęła głową. Lucy wyszła.
- Boże Meg, nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś! Jak dobrze, że nic ci się nie stało - Dziewczyna podeszła do mnie biorąc mnie po chwili w ramiona. Przytuliłam ją mocno, po czym przyjaciółka usiadła na obrotowym krześle obok mnie. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie granatową, obcisłą sukienkę i wysokie, 10 centymetrowe czarne szpilki. Ona nawet do szpitala ubierała się idealnie!
- Hazy, wybacz, że zapytam, ale czym się zajmujesz? Jako wiesz, praca
- Oh! Jestem modelką - Dziewczyna uśmiechnęła się, a mnie dosłownie wbiło w łóżko. No, ale czego miałam się spodziewać? Pasuje do tego zawodu perfekcyjnie!
- Wybacz za mój strój, ale właśnie wracam ze zdjęć i - Zaczęła się tłumaczyć skrępowana, ale szybko jej przerwałam.
- Hazy, wyglądasz prześlicznie - Powiedziałam tylko, wiedząc, że to w zupełności wystarczy, by uspokoić brunetkę. Polubiłam Hazel od pierwszego momentu, gdy ją zobaczyłam. Była naprawdę kochaną osobą, a mi nie rozmawiało się tak dobrze jak z nią jeszcze z nikim, nawet z Ashley. Szczerze, to bardzo odsunęłyśmy się od siebie z różowo-włosą, dlatego tak zdziwiła mnie jej wczorajsza wizyta. Ash była moją najlepszą przyjaciółką już od pierwszej klasy gimnazjum. Nie chciałam z nią tracić kontaktu, ale kto wie. Może tak po prostu musiało być?
- Słyszałam, że Harry zrobił tu wczoraj małe przedstawienie - Spojrzałam na nią zaskoczona. Skąd ona...ah jasne, pewnie Louis. Chyba, że...
- Hazy, błagam powiedz mi, że to nie Harry cię tu do mnie przysłał!
- Zwariowałaś? Nie! Lou do mnie wczoraj zadzwonił i o wszystkim powiedział. - Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem co bym zrobiła gdyby okazało się, że brunetka przyszła do mnie z polecenia Styles'a. Na pewno złamałoby mi to serce i to podwójnie.
- O co właściwie poszło?
- O gówno. Harry uznał, że flirtuje z lekarzem i rysunek który namalowała dla mnie Emily wziął za jego numer. Wkurzył się, a potem mnie uśpili - Powiedziałam obojętnie. Dobrze pamiętałam jak cienka igła zagłębiała się w mojej skórze roznosząc po całym moim wnętrzu błogi spokój i cisze. W oczach Harrego dostrzegłam przerażenie, ale właściwie nie wiedziałam czym było ono spowodowane. W końcu było mi wtedy tak dobrze, prawda?
- Meg? Słuchasz mnie? - Poczułam dłoń Hazel na swoim ramieniu.
- Tak, um..wybacz, zamyśliłam się.
- Właściwie to czemu nie chciałaś pokazać Harremu rysunku? Na pewno by się... - Przerwała w połowie zdania odwracając wzrok. No właśnie.
- Na pewno by się co? Ucieszył? Zezłościł? Wzruszył? Dlatego mu go nie pokazałam. Bałam się jego reakcji, jednak chyba gorszym było jego zatajenie. Sama widzisz jak chujowo wyszło.
- Wiesz, Harry jest dość dziwną i trudną do zrozumienia osobą, ale jak mu na czymś zależy to mu zależy i koniec - Popatrzyłam na nią jak na wariatkę nie rozumiejąc jej słów. Brunetka westchnęła.
- Próbuję ci uświadomić, że Harry się zmienił. I to bardzo, a wszystko dzięki tobie. Dlatego uważam, że ten obrazek wywarłby na nim jakieś emocje, ale na pewno nie negatywne. Rozumiesz? - Pokiwałam głową nie będąc pewna co odpowiedzieć. Harry się zmienił? Dzięki mnie? Nie zauważyłam tego, gdyż z każdą moją myślą, że tak było on sprawiał, że wiedziałam iż jestem w błędzie. Przykładem był wczorajszy dzień. Przez następne czterdzieści minut rozmawiałam z brunetką o wszystkim i o niczym. Miałam wrażenie, że rozmawiam z dawną przyjaciółką, z którą znam się co najmniej od przedszkola. W pewnym momencie przerwało nam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - Powiedziałam, a po chwili powietrze już nie docierało do moich płuc. Patrzyłam jak oniemiała na Luke'a wchodzącego do środka. Chłopak skrępowany popatrzył na Hazel, po czym odwrócił swoje błękitne spojrzenie na mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ostatnią osobą, której się spodziewałam był właśnie Valentine. Patrzyłam na niego zdziwiona nie mogąc wydobyć słowa.
- Wiesz co Meg, ja już pójdę. Wpadnijcie do nas z Harrym, lub sama, gdy będziecie mieć czas. Pa - Nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek, po czym uśmiechając się lekko wyszła pozostawiając mnie z Lukiem sam na sam.
- Usiądź - Powiedziałam po dłużej chwili. Blondyn bez słowa posłuchał mojego polecenia, a jego spojrzenie utkwiło gdzieś na jednej ze ścian. Czułam się dziwnie będąc z nim w jednym pomieszczeniu. Nie chciałam nigdy żeby tak było. Luke był moim przyjacielem i zawsze nim będzie.
- Wybacz, że tu przyszedłem. Po prostu uznałem, że musisz wiedzieć - Cały czas nie patrzył na mnie, a ja wybita z rytmu odwróciłam wzrok na swoje złączone dłonie.
- Ja..nie chciałem żeby tak wyszło. Byłem wściekły i po prostu nie chciałem się na tobie wyżywać. Jednak nie przewidziałem tego, że pójdziesz za mną. Odwróciłem się w twoją stronę akurat wtedy, gdy rozległ się głośny dźwięk klaksonu, a ty zaraz leżałaś przede mną w kałuży krwi. Ten pieprzony idiota odjechał, a ja nie wiedziałem co mam robić. Umierałaś, widziałem to. Przywiozłem cię tutaj, a potem zajęli się tobą lekarze. Zadzwoniłem do twojej matki, a kilka minut później byli tu już wszyscy łącznie z dziewczynami i nimi - Ściszył ostatnie słowo przez co wiedziałam o kim mówił. Louis i Harry.
- Tak mi przykro Meg. To moja wina. Gdybym wtedy nie odszedł, nie poszłabyś za mną...przepraszam - Jego głos załamał się przy końcówce, a chłopak schował twarz w dłonie. Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Chciałam gi przytulić, ale nie mogłam. Coś blokowało mnie od środka sprawiając, że nie mogłam się poruszyć.
- To nie jest twoja wina Luke - Powiedziałam zachrypniętym głosem, który zdradził mój obecny stan. Blondyn od razu podniósł swoje błękitne oczy na mnie, a jego palec otarł łzy spływające po moich policzkach.
- Nie płacz, proszę. Nie mogę na ciebie patrzeć jak cierpisz - Na jego słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam. Chłopak podniósł się biorąc mnie w ramiona. Jednak ja nie chciałam być przytulana przez niego, tylko przez Harrego. Potrzebowałam go. Teraz. Tutaj. Nie obchodziło mnie już to co stało się wczoraj, to o czym myślałam rano. Po kilku chwilach uspokoiłam się i z odsunęłam od chłopaka na bezpieczną odległość. Odwróciłam wzrok na dzieci za szybą.
- Lepiej będzie jak już pójdę - Poczułam jak łóżko wyrównuje się od braku ciężaru Luke'a, a chłopak podchodzi do drzwi otwierając je.
- Luke! - Krzyknęłam za wychodzącym chłopakiem, który popatrzył na mnie pytająco.
- Nie nienawidź mnie, proszę - Musiałam to powiedzieć dla samego spokoju. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju od kilku dni.
- Nie nienawidzę cię Meg - Odpowiedział uśmiechając się lekko, jednak smutek i ból który dostrzegłam w jego oczach przy wypowiadaniu przez niego słów sprawił, że poczułam się jeszcze gorzej. Potem zostałam sama.
***
Było już kilka minut po 17. Dr. White przyszedł do mnie kilka minut temu dając mi wypis. Unikałam jego intensywnego spojrzenia, chociaż wiedziałam, że jego natarczywy wzrok utkwiony jest w mojej osobie. Zastanawiałam się czy wiedział o wczorajszym wydarzeniu, ale jego ostrożny ton i szybkie opuszczenie sali potwierdzało, że wiedział. Czułam się już dużo lepiej, chociaż musiałam podpierać się o kulach, a moja głowa nieprzyjemnie pulsowała. Cieszyłam się, że wracam do domu. Właściwie to głównym powodem był Andrew oraz oczywiście ohydne jedzenie. Chciałam być już w swoim pokoju, czystym, świeżym łóżku i z słuchawkami w uszach. Potrzebowałam oderwać się od świata i przemyśleć kilka ważnych spraw. Gdy moja torba była już zapełniona ubraniami przyniesionymi przez mamę, a ja ubrana i gotowa do opuszczenia tego przytłaczającego miejsca, usiadłam na łóżku wpatrując się w obraz za oknem. Czemu moje życie nie może być takie łatwe i beztroskie jak tych dzieci biegających po placu zabaw. Pamiętam, że od zawsze miałam zdolność do pakowania się w kłopoty. Otworzyłam wcześniej schowaną przeze mnie książkę i pochłonęłam się w opowieści. Dlatego zapewne nie usłyszałam, jak drzwi do pokoju otworzyły się, a kroki wydawane przez ciężkie buty odbiły się echem po ścianach. Podniosłam wzrok na osobę stojącą przede mną, wypuszczając książkę z rąk, która po chwili leżała już na podłodze.
- Spakowałaś się? To dobrze, chodź - Patrzyłam zszokowana na Harrego, który jak gdyby nic podszedł do mnie chwytając mnie za rękę, po czym zabrał moją torbę i ruszył ze mną do wyjścia. Wyszarpnęłam się z jego uścisku, na co chłopak spojrzał na mnie z szelmowskim uśmieszkiem wymalowanym na jego perfekcyjnej twarzy. 
- Harry? Po jaką cholerę tutaj przyjechałeś? - Rzuciłam poirytowana jego gwałtownym zachowaniem. Brunet uniósł lekko brwi, jakby odpowiedź na moje pytanie była oczywista. Po chwili zostałam przyciągnięta niespodziewanie do jego twardego torsu, a jego twarz znalazła się kilka centymetrów od mojej. Kąciki ust chłopaka uniosły się jeszcze wyżej, a zielono-czarne oczy przeszyły mnie na wylot.
- Żeby zabrać się do domu - Odpowiedział twardym głosem, a ja poczułam jak wzdłuż moich pleców przepływa pojedynczy dreszcz spowodowany strachem. Bałam się. Bałam się Harrego. Mojego Harrego. 


Czytasz = komentujesz = szybciej rozdział :D 
Pod 16 rozdziałem było aż 11 komentarzy! To może pod tym będzie 15? Co wy na to? <3 :D 

Witojcie kochani! :* Mam kilka ważnych spraw ;) Po pierwsze STRASZNIE DZIĘKUJĘ WAM ZA AŻ 11 KOMENTARZY POD ROZDZIAŁEM 16! Boże, nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa! <3 Od razu lepiej pisało mi się 17, bo wiedziałam, że mam dla kogo :D Druga sprawa jest taka, że jak każdy z nas wie zaczyna się rok szkolny, dlatego będę zmuszona dodawać rozdziały co piątek, albo nawet w sobotę czy niedzielę, bo najzwyczajniej w świecie nie będę miała czasu na ich pisanie :'( Jednak lepsza wiadomość jest taka, że za niedługo powstanie nowe opowiadanie, do którego mam nadzieję link dostępny będzie już w następnej notce ;) Będziecie czytać? Oh! Jeszcze w sprawie twittera, to za niego również się biorę i także linka podam wam pod rozdziałem 18 (wow, już 18 :o) Bardzo się cieszę, że przybyło mi nowych czytelników, dlatego przypominam, że tabela z obserwatorami znajduje się na samym dole bloga ;* Całuski i miłego wieczoru! <3 :* 

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 16

Otworzyłam powoli oczy, by dostosować je do ostrego światła. Rozejrzałam się po białej sali słysząc ciche pikanie maszyny stojącej obok mnie. Byłam w szpitalu. Ale jak? Dlaczego? Chciałam zadać te wszystkie pytania, jednak gdy otworzyłam usta, nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Poruszyłam niespokojnie nogami czując na nich pewien ciężar. Spuściłam wzrok na osobę śpiącą z głową na moich kolanach. Brunet z burzą loków, które opadały mu bezwładnie na twarz oddychał ciężko szepcząc coś cicho w niezrozumianym dla mnie języku. Był wykończony, widziałam to po nim. Przez podkrążone oczy oraz rozluźnione rysy twarzy wyglądał na na prawdę bezbronnego człowieka. Zwróciłam wzrok na nasze splecione dłonie, których chłopak za wszelką cenę nie chciał puścić. Uśmiechnęłam się pod nosem delikatnie poprawiając jeden z włosów wpadających mu do rozchylonych ust. Chłopak poderwał się na nogi, wywalając przy tym obrotowe krzesełko na którym siedział i rozglądnął się dookoła siebie zdezorientowany. Natychmiast cofnęłam rękę patrząc przestraszona na górującego nade mną Styles'a.
- Harry...- Wyszeptałam, a nasze spojrzenia momentalnie spotkały się ze sobą. Brunet ponownie otworzył usta wpatrując się we mnie ogromnymi oczyma.
- O mój Boże, Meg... - Podszedł do mnie z powrotem siadając obok mnie, a w kącikach jego oczu zobaczyłam łzy.
- Co się stało? Skąd się tu wzięłam? - Byłam zdezorientowana.
- Potem. Teraz trzeba zawołać lekarza, pielęgniarki, twoją mamę... - Złapał się za włosy
- Harry, popatrz na mnie! - Zaśmiałam się pod nosem, na co chłopak zgromił mnie spojrzeniem.
- Nic mi nie jest, czuję się dobrze. Nie potrzebuję na razie żeby ktokolwiek przychodził. Wystarczysz mi ty - Uspokoiłam go z powrotem złączając nasze dłonie i klepiąc miejsce obok siebie, na którym chłopak usiadł biorąc mnie w ramiona. Wtuliłam się w niego zaciągając się zapachem bruneta.
- Od ilu dni tu leże?
- Trzech
- Tak długo?! Ale jak to?! Co się stało? Ostatnim co pamiętam to wjeżdżający we mnie samochód, tyle - Powiedziałam czując się trochę wystraszona. Harry wyczuł to, pocierając uspokajająco kciukiem o moje ramię.
- Meg, straciłaś bardzo dużo krwi i masz złamaną nogę. Były problemy z oddychaniem, ale na szczęście Luke szybko przywiózł cię do szpitala - Na wspomnienie jego imienia szczęka Harrego napięła się wywołując u mnie dreszcze.
- Luke? On tu jest? Wszystko z nim w porządku? - Zielonooki tylko kiwnął głową w odpowiedzi.
- Muszę się z nim zobaczyć - Chciałam wstać, jednak Harry jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie tak, że nie miałam szans na jakikolwiek ruch.
- Nie możesz, musisz odpoczywać - Skarciłam go spojrzeniem, ale chłopaka to tylko rozśmieszyło.
- Z czego się lejesz? - Warknęłam, a Harry w tym samym czasie wybuchnął niepohamowanym chichotem.
Meg and Hazz
- Z twojej miny. Jesteś piękna jak się denerwujesz, ale złość piękności szkodzi - Wyciągnął w moją stronę język, a ja prychnęłam.
- To, że ledwo się ruszam nie znaczy, że nie jestem w stanie ci przywalić - Mój rozpędzony łokieć zderzył się z brzuchem lokatego, na co ten jęknął i stoczył się na podłogę pod wpływem ogarniającej go głupawki. Obserwując go sama zaczęłam się chichrać i przez następnie minuty próbowaliśmy obydwoje zapanować nad śmiechem. Gdy nam się to udało Harry z powrotem położył się obok mnie odgarniając włosy z mojej twarzy. Oddychaliśmy miarowo obserwując siebie nawzajem. Był piękny. Jego zielone oczy wpatrywały się w moje, a w połączeniu z lekko rozchylonymi ustami i zaczerwienionymi policzkami wyglądał jak anioł. Pieprzony ideał. Pierwszy raz widziałam go w pełni szczęśliwego z błyszczącym, rozradowanym spojrzeniem i uroczymi dołeczkami w policzkach. Widziałam w nim małego chłopca, który pomimo szczerego uśmiechu na twarzy skrywa w sobie wiele tajemnic, ból i cierpienie. Był to Harry, mój Harry. Chłopak z dobrym sercem, ale złą przeszłością. A moim zadaniem było wypędzenie z niego całego smutku i złości jaka w nim tkwiła. Przybliżyłam twarz do twarzy chłopaka skanując oczami jego delikatne rysy. Tak bardzo chciałabym być z nim teraz w jego domu, na jego wygodnej, szerokiej kanapie, a nie w tym ciasnym łóżku znajdującym się w szpitalu, czyli najmniej romantycznym miejscu jakie istniało na ziemi. Harry zamknął oczy wiedząc co chcę zrobić i czekając na mój ruch. Powtórzyłam jego gest zbliżając się ustami do malinowych warg Harrego. W tym samym czasie otworzyły się drzwi, a my gwałtownie otworzyliśmy oczy kierując wzrok na stojącą w progu Emily.
- Meg, Meg! Mamo! Meg się obudziła! - Harry zszedł z łóżka robiąc miejsce mojej siostrze, a ta wpadła w moje ramiona prawie mnie dusząc. Po chwili do środka wbiegła rodzicielka zanosząc się płaczem oraz, ku mojemu zdziwieniu, Louis, Ashley i Lily. Po przywitaniu się ze wszystkimi, Ash podeszła do mnie uderzając mnie przyjacielsko w ramię.
- Ty idiotko! Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy!? Nie rób tak nigdy więcej! Słyszysz? Masz tak nie robić bo osobiście cię zabiję! - Wybuchła płaczem, a ja przytuliłam ją mocno czując jak samotna łza spływa po moim policzku. Byłam im wszystkim bardzo wdzięczna za to, że tu ze mną byli. Moja rodzina, przyjaciele, osoby na których zależy mi najbardziej. Przez ramię różowo-włosej spostrzegłam Luke'a wchodzącego cicho do sali. Na sam jego widok poczułam uścisk w sercu. Przez następne dwadzieścia minut wsłuchiwałam się w opowieści Em na temat jej kiwającego się zęba lub odpowiadałam na pytania w kwestii mojego zdrowia. Mama siedziała obok mnie cały czas głaszcząc mnie po włosach, a reszta odwiedzających mnie osób znalazła sobie miejsce w dole łóżka przy moich nogach. Następnie dziewczyny zaczęły opowiadać o Loganie, który od akcji z Harrym nawet nie patrzy w ich stronę i omija je szerokim łukiem, o okrutnych nauczycielach robiących im kartkówki na każdej możliwej lekcji oraz o balu maturalnym do którego zostały tylko cztery dni. Próbowałam skupić się na tym co mówiły, jednak mój wzrok zawiesił się na Harrym i Lou, rozmawiających o czymś zawzięcie z Lukiem. Co oni od niego chcieli? Harry widząc, że mu się przyglądam uśmiechnął się do mnie, a ja momentalnie się zarumieniłam wracając spojrzeniem na damską część naszego grona.
- Myślę, że pannie Meg należy się chwila odpoczynku - W sali zrobiło się cicho, a spojrzenia wszystkich zwróciły się w stronę drzwi, przez które wszedł lekarz trzymając w ręce kartę informacyjną. Był na prawdę przystojny. Miał intensywnie niebieskie oczy, a jego blond włosy sterczały na wszystkie strony, co wyglądało nawet pociągająco. Był może o kilka lat ode mnie starszy, a już zdążył zdać medycynę, nieźle.
Andrew White
- Do zobaczenia jutro córeczko. Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń - Mama przyciągnęła mnie w swoje ramiona cmokając mnie w czoło.
- Dobrze, dzięki mamuś - Odwzajemniłam uścisk, po czym przytuliłam do siebie Lily i Ash.
- Nie powiem, ten lekarz to całkiem fajny jest - Jej brwi uniosły się znacząco w górę, na co zgromiłam ją spojrzeniem i zachichotałam.
- Jak uda mi się wyciągnąć od niego numer telefonu obiecuję,że będziesz pierwszą osobą, która go dostanie - Ashley zaśmiała się, po czym razem z Lily wyszły z sali.
- Meg? - Em podeszła do mnie, a ja popatrzyłam na nią wyczekująco.
- Wracaj szybko do domu, dobrze? - Przytuliłam ją najmocniej jak tylko umiałam.
- Dobrze. Bardzo cię kocham i opiekuj się mamusią, dobrze? - Pocałowałam ją w głowę.
- Dobrze, ja ciebie też kocham - Wręczyła mi do ręki rysunek, na którym widniała cała nasza rodzina łącznie z Harrym trzymającym mnie za rękę. Czując łzy pod powiekami pomachałam dziewczynce, która podskakując dołączyła do mamy, po czym wyszły pozostawiając mnie samą z czwórką chłopaków.
- Pa Meg, wracaj szybko do zdrowia, bo już nie wytrzymuje sam z tym tam - Lou podszedł do mojego łóżka i przytulając mnie skinął głową w stronę Harrego, na co wybuchłam śmiechem.
- Nie dziwię ci się - Cmoknęłam go w policzek, a szatyn wyszedł machając mi i po drodze zabrał ze sobą Luke'a. Chciałam zaprotestować, jednak zanim zdążyłam się odezwać, już ich nie było.
- Jestem doktor White, ale możesz do mnie mówić Andrew. Nie obrazisz się jeśli będę do ciebie mówić po imieniu, prawda? - Powiedział lekarz, a ja kiwnęłam głową zapatrzona w jego oczy. Jak można mieć tak wyrazisty błękit?! Nawet Lou czy Niall takiego nie mają. Harry prychnął pod nosem, na co obydwoje przenieśliśmy na niego swoje spojrzenia.
- Czy coś się stało? - Powiedział spokojnie White uśmiechając się lekko do obserwującego nas bruneta.
- Tak - Odpowiedział Harry, po czym wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
- Masz bardzo wybuchowego chłopaka - Usłyszałam nad sobą, rumieniąc się z zażenowania.
- Ja...przepraszam - Zająkałam się nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Mężczyzna uśmiechnął się znad karty, na którą właśnie coś wpisywał.
- Nie masz za co, może i jest...niepohamowany, ale mało który chłopak siedzi przez bite trzy dni przy swojej dziewczynie nie odchodząc od niej nawet na krok - Mrugnął do mnie, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Przez cały ten czas Harry przy mnie siedział? - Spojrzałam na niego, ale on tylko kiwnął głową i powtórnie powrócił do swojej pracy. Opadłam na poduszkę biorąc z powrotem rysunek od Emily i przyglądając się naszym splecionym dłonią, a na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech.

* Z punktu widzenia Harrego *

Wyszedłem od Meg trzaskając drzwiami. Ten cały White mnie wkurwiał, a na dodatek Megan nie odwracała od niego wzroku zapatrzona jak w obrazek. Wyraźnie słyszałem o czym rozmawiały z Ashley i prędzej to on trafi na jej miejsce niż pozwolę brunetce wziąć jego numer. 
- Stary, wszystko ok? - Louis podszedł do mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Przejechałem dłońmi po włosach siadając na jednym z krzeseł na korytarzu. 
- Nie podoba mi się ten cały lekarz. Dobiera się do Meg 
- Harry przesadzasz. To lekarz, musi ją zbadać i opatrzyć 
- To niech pielęgniarki do tego zawoła - Byłem już na granicy wytrzymałości. Tomlinson zaśmiał się siadając obok mnie.
- I co? Dowiedziałeś się od niego czegoś więcej? - Chodziło mi o Luke'a. W sali wypytaliśmy go o wypadek. Chłopak nie chciał z nami rozmawiać, ale akurat w tej kwestii nie miał nic do gadania. Po drugie jeśli myślał, że mi tak wspaniale się z nim konwersowało, to był w kurewsko wielkim błędzie. Blondyn odpowiedział nam tylko na ważne pytania, które w jakiś sposób mogłyby wskazać, że próba zabicia Meg była zamierzana. Aż mnie krew zalewała kiedy o tym myślałem, jednak po jego streszczeniu wydarzeń nie było w tym nic szczególnego czy wartego uwagi. Gdy zostałem jeszcze z Megan w sali, a Lou z blondaskiem wyszli na korytarz, starszy ostrzegł go, by trzymał się od niej z daleka. Nie chciałem żeby dziewczyna nabrała podejrzeń, dlatego poprosiłem przyjaciela by się tym zajął, a sądząc po tym, że już go tu nie było, Tomlinson zrobił to skutecznie. Jednak było coś, co nie dawało mi spokoju od trzech dni i raczej nigdy mi go nie da. To Luke uratował Meg, gdy ja jak ostatni dupek zostawiłem ją samą. To Luke przywiózł ją do szpitala i zatroszczył się o nią, gdy ja okradałem sejf i topiłem swoje smutki w alkoholu. To z nim powinna być, nie ze mną. Kiedy dziewczyna się obudziła nie wiedziałem co mam robić. Chciałem wpić się w jej idealne usta, lecz z drugiej strony nie chciałem spotkać się z jej odrzuceniem. Mogła być na mnie obrażona, zła, skrzywdzona, że pozostawiłem ją bez względu na konsekwencję, ale nie była. Dostałem od niej drugą,trzecią, a może i piątą szansę, dlatego już więcej nie spieprzę. W tym samym czasie drzwi z numerem 243 otworzyły się, a ze środka wyszedł Andrew z tym swoim pedalskim uśmieszkiem. 
- Nie widzę żadnych nowych objawów, a jej stan jest stabilny. Zostanie w szpitalu jeszcze jutro na obserwację, a wieczorem zostanie wypisana. Przekażą to panowie matce Megan, czy mam zrobić to osobiście? - Odetchnąłem z ulgą słysząc jego słowa, ale przy końcówce moje usta zacisnęły się w cienką linię.
- Przekażemy - Odpowiedział szybko za mnie Louis.
- Mogę do niej wejść? - Spytałem. White zastanawiał się przez chwilę czytając coś w karcie.
- No dobrze, ale dosłownie na 5 min., bo zaraz przychodzą pielęgniarki podać lekarstwa - Powiedział, po czym odszedł. Siedział tam przez 10 minut jak nie więcej i nawet lekarstw jej w tym czasie nie podał?! To co on kurwa tam robił?! Otworzyłem pewnie drzwi zderzając się spojrzeniem z Meg, na której twarzy natychmiast pojawił się uśmiech, ale moją uwagę przykuła jej ręka chowająca coś szybko pod poduszkę. Czułem jak ogarnia mnie furia, a moje oczy momentalnie robią się czarne. 
- Co tam masz, kochanie? - Starałem się brzmieć jak najbardziej spokojnie, ale mój wzrok chyba wszystko zdradził, gdyż Meg od razu spoważniała kuląc się głębiej w pościeli. 
- Nic - Przełknęła głośniej ślinę, a ja zbliżyłem się do niej. Nie będziemy się tak bawić, nie ma kurwa mowy.
- Co. Tam. Masz ? - Spytałem głośniej akcentując wyraźnie każdy wyraz, a kąciki moich ust uniosły się w górę tworząc szatański uśmieszek.
- Harry przestań... - Dziewczyna próbowała mnie odepchnąć, a w jej oczach panował strach. Złapałem mocno za jej nadgarstek wyginając jej rękę do tyłu i sięgając po zwiniętą kartę papieru spoczywającą pod głową Meg. Dziewczyna syknęła, jednak nie przejąłem się tym zbytnio.
- Co to kurwa jest?! - Wydarłem się, nie będąc w stanie nad sobą zapanować. 
- Harry to nie tak, to.. - 
- To jego numer, prawda?! Nie będziesz z nim kurwa rozmawiała nawet na żywo! - Przedarłem kartę na pół, potem na cztery części, sześć. Nie obchodziło mnie co na niej było, ona nie będzie kurwa z nikim gadała poza moimi plecami, a już na pewno nie z tym chujem! Zabiję go własnoręcznie jak stąd wyjdę, może być pewien! 
- Harry przestań! Przestań! Błagam cię! - Meg rzuciła się na mnie, a łzy spływały po jej czerwonych policzkach. Poczułem jak obkłada mnie swoimi małymi piąstkami po plecach, brzuchu, głownie, ale ja nie zamierzałem przestać. Dopiero po chwili uspokoiłem się widząc jak brunetka skuliła się na łóżku chowając twarz w dłoniach.
- Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię - Szeptała co chwilę zachrypniętym od płaczu głosem huśtając się na piętach niczym małe dziecko. Zdezorientowany przeniosłem spojrzenie z niej na strzępy papieru leżące u moich stóp, a moją uwagę przykuła moja własna, uśmiechnięta twarz namalowana dziecięcą kreską i kolorowymi kredkami. Schyliłem się po kawałek kartki rozchylając usta. O nie.
- Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię 
- Meg, ja... - 
- Nienawidzę cię!!! - Dziewczyna wrzasnęła powodując natychmiastowe pojawienie się pielęgniarek. Dwie kobiety w podeszłym wieku patrzyły to na mnie to na zapłakaną brunetkę nie wiedząc co mają robić. 
- Przepraszam, nie wiedziałem, że...
- Wynocha!!! Nienawidzę cię, słyszysz?! Nienawidzę! - Jedna z pielęgniarek podeszła do szafki wyciągając z niej długą igłę i zanim zdążyłem zaprotestować wbiła ją w ramię zdezorientowanej Meg. Po chwili dziewczyna uspokoiła się opadając na łóżko, a jej powieki zaczęły się zamykać pod wpływem środka uspokajającego. Wiedziałem, że za chwilę spadnie na podłogę, dlatego złapałem ją w ramiona amortyzując upadek. Ostatkiem sił Meg popatrzyła w moje oczy wyszeptując ostatnie 'nienawidzę cię' zanim zasnęła z głową na moich kolanach.


Czytasz = komentujesz = szybciej rozdział ;)
+ mam pytanko: Założyć twittera każdemu z bohaterów czy tylko jednego wspólnego? Pomóżcie! :D
Sorry za wszystkie błędy (wiem, że jest ich dużo) ale coś mi się komputer spieprzył, dlatego poprawię je później, obiecuję :/


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 15

* Z punktu widzenia Harrego *

- Meg? - Razem z dziewczyną przyciśniętą do mojego ciała odwróciłem się w stronę z której dochodził głos. Wyczułem jak mięśnie brunetki napinają się, a jej twarz zastyga w szoku. Co kurwa? Megan zaczęła się trząść nie mogąc wypowiedzieć słowa, gdy dobrze zbudowany blondyn podszedł do nas stając w odległości kilku metrów.
- Luke...ja... - Wpatrywała się w niego wielkimi oczyma. Obserwowałem jak dziewczyna w jednej sekundzie robi się blada, a jej wzrok skanuje przybyłego chłopaka w otępieniu. Schowała się głębiej w moich ramionach, a ja nie wiedziałem co się dzieje. Poznawałem tego chłopaka, był jednym z jej przyjaciół. Czego on kurwa od niej chciał? W tym samym momencie chłopak prychnął i obrócił się w stronę z której przyszedł, a Meg wyrwała się z mojego uścisku.
- Luke...ja...to nie tak jak myślisz... - Podeszła do niego obracając go w swoją stronę. Co jest kurwa grane?!
- Nie tak jak myślę?! Nie tak kurwa jak myślę?! - Krzyknął, na co poruszyłem się niespokojnie, jednak nie ruszyłem się z miejsca.
- To nie tak, daj sobie wytłumaczyć, proszę - Usłyszałem załamujący się głos Meg. Chłopak znów prychnął strzepując ręce brunetki z jego ramion.
- Jesteś żałosna Meg. Boże, jaki ja jestem naiwny! Ha! Wierzyłem ci, że to co mówisz jest prawdą! Że na prawdę zależy ci na mnie, że mnie kurwa kochasz! Boże! - Złapał się za włosy, a ja poczułem jak wypełnia mnie złość. Jak to kurwa ona go kocha?!
- Luke, ale ja cię kocham - Chyba się kurwa przesłyszałem!
- Właśnie widzę. Nie kochasz mnie w taki sposób jak ja kocham ciebie. Widziałem jak na niego patrzysz! Nie waż się mi do jasnej cholery mówić że mnie kochasz! - Dziewczyna trzęsła się z powodu wypływających z niej łez, a jej spojrzenie utknęło gdzieś w oddali.
- Jesteś dziwką, która na dodatek puszcza się z mordercą! Jesteś psychiczny! - Zwrócił się w moją stronę, a moja cierpliwość w tym samym momencie się skończyła. Podszedłem do nich jednym ruchem chowając zdezorientowaną dziewczynę za swoim ciałem, a moja rozpędzona pięść zderzyła się ze szczęką blondaska.
- Ty chuju! Jak śmiałeś się tak odezwać do mojej dziewczyny!? - Waliłem go bez opamiętania, jednak on wcale nie był lepszy. Bronił się i to nawet całkiem dobrze. Oberwałem w niektóre miejsca raz czy dwa, nic wielkiego. Krew we mnie buzowała, a moje oczy były całe czarne, czułem to. Poczułem czyjeś drobne dłonie na swoich ramionach próbujące odsunąć mnie od tego sukinsyna, jednak nie przejąłem się nimi dalej uderzając.
- Harry! Harry przestań, błagam! Zabijesz go! - Piskliwy głos Meg zabrzmiał w mojej głowie. Spojrzałem na nią kątem oka, ale ta chwila nieuwagi wystarczyła bym oberwał pożądnie w szczękę zataczając się do tyłu.
- Jesteś pojebany! Zostaw ją w spokoju! Nie zasługujesz na nią! Skrzywdzisz ją! Zniszczysz jej życie i doprowadzisz do obłędu! -
- Na prawdę? Bo jeszcze półtorej godziny temu gdy doprowadzałem ją do orgazmu nie wydawała się być tym jakoś bardzo pokrzywdzona - Uśmiechnąłem się zwycięsko, a z jego twarzy odpłynęły kolory tak samo jak z twarzy Meg.
- Ty szumowino! - Zamierzał się na mnie rzucić, lecz brunetka w jednej chwili stanęła pomiędzy nami przenosząc spojrzenie z jego na mnie. Gdy zobaczyłem w jakim była stanie poczułem uścisk w sercu. Z jej wystraszonych, czerwonych oczu płynęła fala łez zabierając za sobą cały makijaż, który jeszcze chwilę temu był na jej powiekach. Jej całe ciało dygotało jak nie z zimna to najnormalniej w świecie ze strachu. Widziałem to w jej oczach. Bała się mnie.
- Macie natychmiast przestać! - Krzyknęła pewnie skupiając całą naszą uwagę na swojej kruchej osobie.
- Oboje jesteście pojebani! - Luke odwrócił się na pięcie i kulejąc ruszył w stronę z której przyszedł. Meg cały czas stała w miejscu a jej wzrok znów spoczął na mnie.
- Musiałeś?! Jesteś kompletnym kretynem! - Powiedziała cicho, zachrypniętym od płaczu głosem, a w jej oczach wezbrały się nowe łzy. Chciałem podejść do niej i ją przytulić, ale w ostatniej chwili dziewczyna odsunęła się i zaczęła iść za blondynem. No chyba kurwa nie.
- Meg, masz tu do mnie wrócić, natychmiast! - Krzyknąłem za nią, jednak dziewczyna niewzruszona szła dalej. Teraz to mnie już wkurwiła.
- Wracaj tu słyszysz!? Masz natychmiast wsiąść do tego pieprzonego samochodu albo -
- Albo co!? - Odwróciła się w moją stronę pokazując mi środkowy palec, po czym zniknęła za zakrętem. To się kurwa doigrała. Kopnąłem ze złości w Range Rovera, który od razu zaczął nieprzyjemnie piszczeć. Klnąc pod nosem wsiadłem do samochodu odjeżdżając spod jej domu z piskiem opon i skierowałem się do mojej posiadłości. Chciałem dać jej nauczkę. Jeśli ten kutas ją powyzywa i pobije będzie wiedziała, że następnym razem ma się mnie słuchać, proste. Zależy mi na niej, ale nie pozwolę sobie na takie zachowanie zwłaszcza przez Meg. Wyjąłem telefon wybierając numer Louis'a.
- Siema Styles! I jak tam? Kolacja udana? -
- Za 5 minut widzę was wszystkich w moim gabinecie - Warknąłem, a Lou w jednej chwili zamilkł dosłownie wbity w ziemię.
- Ale - Zanim zdążył dokończyć nacisnąłem czerwoną słuchawkę kończąc połączenie. Po piętnastu minutach ryzykownej jazdy znalazłem się w końcu w domu. Pani Nelson zatrzymała mnie w hallu pytając o kolację, jednak zignorowałem ją idąc prosto do gabinetu, w którym powinien już czekać cały gang. Jeśli ich nie było, mieli kurwa poważny problem. Otworzyłem drzwi, a od razu cztery pary oczu zwróciły się w moją stronę. Przeszedłem przez pokój czując jak mimowolnie zawładnął nimi strach.
- O co biega? - Uniosłem czarne tęczówki na Zayn'a zabierającego głos.
- Idziemy na akcję - Złączyłem dłonie uśmiechając się chytrze. Chłopcy popatrzyli po sobie, po czym skupili się na omawianym przeze mnie planie. A plan był prosty. Dziś w nocy będzie przejeżdżała przez obrzeże miasta ciężarówka z forsą do banku. Przy wyjeździe będzie czekała druga, taka sama, do której przepakują sejf w dalszą drogę. Plan polegał na tym, żeby dotrzeć tam przed nią i pozabijać ludzi czekających na pierwszą ciężarówkę, a potem zrobić to samo z osobami z pierwszej. Proste, ale krwawe, a ja właśnie tego potrzebowałem. Nie znaczyło to oczywiście, że nie będzie ryzykownie i niebezpiecznie co jeszcze bardziej podkręcało sprawę. Przyjaciele oczywiście kiwnęli głowami na znak, że rozumieją, dlatego już po chwili jechaliśmy autostradą do wyznaczonego przeze mnie miejsca. Ja i Niall jechaliśmy samochodem Tomlinsona, który kierował. Widziałem cały czas po jego minie, że ma ochotę się odezwać, ale na szczęście tego nie robił. Lepiej dla niego. Liam wraz z Zaynem byli tuż za nami w samochodzie Malika. Gdy dojechaliśmy na miejsce schowaliśmy auta pomiędzy garażami obserwując nasz cel, który stał kilka metrów dalej. W samochodzie wyjaśniłem chłopakom, że w ciężarówce powinno być trzech może czterech ochroniarzy. Nie myliłem się. Dwóch, przysadzistych facetów z bronią w ręku maszerowała dookoła samochodu, natomiast jeden przysypiał za kierownicą. Byliśmy tu z trzydziesto-minutowym wyprzedzeniem, dlatego nie obawiałem się pierwszej z ciężarówek. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu na urządzenie pięknego przedstawienia. Załadowałem broń wskazując gestem ręki na Liama i Niall'a. Do nich należeli dwaj ochroniarze na zewnątrz. Zayn zajmował się śpiącym. Po potwierdzeniu przez chłopaków, że wszystko jasne Payne i Horan zbliżyli się w stronę pojazdu, a ich kule wystrzeliły z pistoletów trafiając prosto w zamierzany cel. Świetnie. Teraz kolej na Zayn'a. Mulat podszedł do drzwi od strony kierowcy, który wydawał się nic nie słyszeć i jednym sprawnym ruchem otworzył je strzelając zaskoczonemu ochroniarzowi prosto w głowę. Następna część planu polegała na przebraniu się Niall'a, Louis'a i Zayn'a w stroje zamordowanych i spokojne czekanie na pierwszą z ciężarówek. Ja razem z Liamem schowaliśmy się za jednym z metalowych garaży, by zaatakować od tyłu z zaskoczenia. Dlatego, gdy nasz cel wyłonił się zza zakrętu poczułem to zajebiste uczucie, towarzyszące podczas każdej akcji. Strach i adrenalina dosłownie szalały pod moją skórą prosząc o uwolnienie w postaci tego jednego cholernego strzału. Kiedy czterech nic nie podejrzewających ochroniarzy otworzyło sejf, krzyknąłem " Już! ", wypuszczając kulę dla jednego z nich, która trafiła idealnie w sam środek pleców. Po kilku następnych strzałach, wszystkie ciała leżały już na podłodze, a pieniądze przełożone do naszych samochodów. Po udanej akcji udaliśmy się do klubu, by uczcić zwycięstwo. Zaciągnąłem się przyjemnym zapachem wódki kiedy miałem nachylić do spierzchniętych warg szklankę. W tym samym momencie telefon w mojej kieszeni zaczął wibrować.
- Stary! Wyłącz tę kupę gówna! - Pijany już Louis krzyknął przedzierając się przez głośną muzykę. Bez zastanowienia rozłączyłem połączenie. Podczas wypijania przeze mnie drugiej szklanki alkoholu I-phone znów zaświecił, a ten sam numer pojawił się na wyświetlaczu. No co jest kurwa!? Westchnąłem, odbierając go.
- Styles, słucham? - Rzuciłem poirytowany obserwując jak Horan z Malikiem wypijają nawzajem swoje drinki trzymając się pod ramię.
- Harry? Tu mama Meg - Usłyszałem po drugiej stronie ciężki, ochrypły głos kobiety, a świat wokół mnie jakby się zatrzymał. To nie była ta sama Jen, którą słyszałem kilka godzin temu, nie jej głos. Chociaż wiedziałem, że tak na prawdę właśnie rozmawiam z osobą za którą się podała. Ale po co ona...
- Meg miała wypadek. Jej stan jest krytyczny - Powiedziała, a moje serce dosłownie stanęło.

Czytasz = komentujesz = szybciej rozdział ;)

Hejo :) Bardzo bardzo bardzo wam dziękuję za cudowne pomysły na ten rozdział! Jak widzicie użyłam kilku z nich ;) I co myślicie? Ja osobiście niezbyt się z niego cieszę bo jest dużo błędów i powtórzeń i ogólnie jest krótki :/ W tym rozdziale mieliśmy bardziej do czynienia z tą 'mroczną' stroną Harrego, która nawiasem mówiąc mi się podoba xd (ciiicho ;p wiem, że wam też ^^) Luke zrobił niespodziewane wejście smoka, Meg zbuntowała się Stylesowi, a Harry ją olał bez względu na konsekwencje! Panie i panowie takie rzeczy tylko w Abducted xd O właśnie! Miałam wam przypomnieć, więc to robię :] Na samym dole bloga jak zjedziecie aż na sam sam sam dół widnieje tabela z obserwatorami. Jak na razie trochę świeci pustkami *oprócz czterech osób którym bardzo dziękuję*, a wiem, że są tu u mnie stali czytelnicy dlatego fajnie by było widzieć was w tym zacnym gronie :D ode mnie na dzisiaj tyle, całuski :*

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 14

* Z punktu widzenia Harrego *

Od razu po odwiezieniu Meg wróciłem do domu, w którym czekali już na mnie chłopaki. Byłem wręcz wkurwiony po porannym telefonie Zayn'a. Jeden z naszych najbardziej dochodowych klientów został zamordowany. Wszedłem do przestronnego salonu trzaskając wcześniej drzwiami. Moi przyjaciele zamilkli obserwując dokładnie moje ruchy, gdy jednym skinieniem posłałem ich do gabinetu.
- To co robimy? - Spytał Malik, gdy usiadłem na skórzanym obrotowym fotelu.
- To dość oczywiste. Zabijamy - Odezwał się Lou z chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Nie wiemy kto za tym stoi. Jeśli gang i to dużo potężniejszy od naszego to mamy przejebane - Wiedziałem,że Liam miał rację, ale podświadomość jak zwykle kazała mi działać impulsywnie. Zlikwidować. Kurwa mać!
- Harry? - Znów zapadła cisza, a spojrzenia całej czwórki zwróciły się w moją stronę wyczekując na odpowiedź. Westchnąłem.
- Czekamy - Powiedziałem po chwili będąc pewnym swojej decyzji.
- Jeśli to nowy gang musimy być ostrożni. Najpierw zbadamy sprawę, potem będziemy działać. Niall, Zayn zajmiecie się zebraniem informacji na temat naszych gości - Obydwoje kiwnęli głowami uśmiechając się przebiegle, po czym opuścili pomieszczenie.
- Liam, masz popytać inne gangi czy nie wiedząc czegoś ciekawego w tej sprawie i w razie zagrożenia przekonać ich do współpracy - Brunet słysząc swoje zadanie przełknął nerwowo ślinę, po czym na jego twarz wpłynął chytry uśmieszek.
Miki i Lou <3
- Uważaj na siebie stary - Klepnąłem go w ramię.
- Tylko mi się tutaj nie rozklejaj, Styles - Strzepnął moją rękę i wyszedł. Zostałem z Tomlinsonem sam.
- Dobra stary, ja spadam, bo mi się spieszy - Uniosłem brwi w zdziwieniu.
- Nowa dupa, Tomlinson? - Na moją uwagę chłopak spoważniał i odwrócił wzrok na ścianę.
- Chyba tym razem to coś więcej. Myślę, że Miki jest tą jedyną - Kiwnąłem głową obserwując jak Louis się rumieni.
Miłość jest nic nieznaczącym gównem. Brzemieniem, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć. Człowiek staję się wtedy słaby, rozproszony, nic nie znaczący. Wypowiadając w głowie życiową formułkę przed oczami pojawiła mi się rozpromieniona postać Meg. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Wczorajsza noc była jedną z najlepszych w moim marnym, bezwartościowym życiu. Gdy rano obserwowałem śpiącą brunetkę dotarło do mnie, że mógłbym się tak budzić codziennie. Dlatego chyba najwyższy czas porzucić dawno wymyślone przeze mnie postanowienie i w końcu zacząć żyć. I kochać.
- Poczekaj chwilę - Zostawiłem przyjaciela i pobiegłem do sypialni wyjmując z garderoby dwa garnitury.
- Czarny czy popielaty? -
- Serio? Zależy gdzie się wybierasz - Prychnął rozbawiony.
- Do Meg na kolację - Mina Louis'a była niezapomniana, gdy ja tylko wzruszyłem niedbale ramionami.
- Oż kurwa, nie mów że - Kiwnąłem głową, zanim mój przyjaciel zdołał dokończyć. Lou wybuchnął śmiechem, który rozniósł się po całym domu.
- Boże, dziękuję ci, że pozwoliłeś mi dożyć dni, w których mój najlepszy przyjaciel, Harry Styles się zakochał! - Szatyn uniósł ręce ku górze.
- Dobra, a teraz spadaj. Miłego bzykanka - Wypchnąłem czerwonego ze złości Louis'a za drzwi.
- Już ci coś powiedziałem na ten temat! - Krzyknął poirytowany.
- I tak wiem, że to robicie - Zaśmiałem się, a Tomlinson zamilkł. Po chwili rozległy się kroki chłopaka, który zmierzał zapewne w stronę wyjścia.
- I weź czarną! - Usłyszałem zanim powtórnie zostałem sam.

Harry Styles się zakochał.


* Z punktu widzenia Meg *

Od piętnastu minut chodziłam niespokojnie po całym domu. A jak Harry nie przyjdzie? Na jego twarzy widziałam zwątpienie, gdy spytałam o jego obecności na kolacji.
- Po co mnie w to ubrałaś mamo? Wyglądam jak lizak! - Emily od dłużej chwili miała ogromne pretensje do rodzicielki o jej ubiór. Według mnie wyglądała uroczo w białej sukience z żółtymi kwiatami, chociaż trochę zbyt słodko. Ja zdecydowałam się ubrać dzisiaj w granatową, przewiewną sukienkę z czarnymi szpilkami.
- Bo będziemy mieć gościa kochanie, zrozum to w końcu - Powiedziała zrezygnowana kobieta po raz tysięczny układając wysmykujące się włosy dziewczynki z luźnie spiętego warkoczyka.
- I co? To moja wina? - Em przewróciła oczami, na co wybuchnęłam śmiechem. Przynajmniej ona była wyluzowana.
Ja natomiast z każdą następną minutą coraz bardziej się denerwowałam. Bałam się odpowiedzi Harrego w sprawie jego rodziny, wykształcenia, w przede wszystkim życia. Były to dla niego ciężkie tematy, wiedziałam o tym. Jednak obydwoje wiedzieliśmy, że nie to się liczyło. Od tej kolacji zależało moje zdanie o Harrym i dalsze postępowanie. Dzisiejszego wieczoru dowiem się zapewne więcej rzeczy niż bym chciała. Moja mama na pewno przeprowadzi krótkie przesłuchanie, byłam tego pewna. Miałam nadzieję, że aktualnie Harry zajęty był wymyślaniem jakiegoś dobrego scenariusza, który następnie sprzeda mojej rodzicielce. Nie powie jej przecież o gangu, morderstwach, nielegalnych wyścigach i przede wszystkim naszej ostatniej nocy. Wspominając ją w mojej głowie pojawiła się kolejna, nie dająca mi spokoju myśl. Co właściwie jest między nami? Jak Harry będzie się zachowywał w stosunku do mnie? Oczywiście o ile w ogóle przyjdzie. W tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi, a niewidzialny kamień spadł z mojego serca.
- Ja otworzę! - Krzyknęłam i prawie rzuciłam się do drzwi szybko je otwierając. Gdy tylko to zrobiłam zostałam niespodziewanie przyciągnięta przez czyjąś ciepłą dłoń, zderzając się z rozgrzanym torsem, a spierzchnięte, malinowe usta zaatakowały moje, pozbywając mnie tym samym oddechu. W tej samej chwili zegar wybił godzinę 18.
- Zawsze zjawiasz się tak punktualnie i całujesz każdego kto otworzy ci drzwi? - Uśmiechnęłam się do bruneta stojącego przede mną, a jego intensywnie zielone oczy dosłownie wypalały mnie na wylot.
- Chyba tak i nie. Na posmakowanie tych warg trzeba sobie zasłużyć - Wzruszył ramionami jeszcze szerzej się uśmiechając. Parsknęłam, wpuszczając Harrego do środka. Zaraz w hallu pojawiła się moja rozpromieniona matka z naburmuszoną Emily przy boku.
- Dobry wieczór - Harry uśmiechnął się zniewalająco, ukazując dwa urocze dołeczki. Miał na sobie czarne, obcisłe rurki i czarną elegancką marynarkę z białym t-shirtem pod spodem. W ręku trzymał dwie czerwone róże i ogromnego lizaka.
- Bardzo miło panią znów widzieć - Podał jeden z kwiatków kobiecie, na co ta lekko się zarumieniła.
- Dobry wieczór Harry, ciebie również. Oh, bardzo dziękuję jest przepiękna! - Nie no nie wieżę! Harry Styles właśnie omiótł moją mamę wokół swojego małego palca.
- A to dla ciebie - Wyciągnął w stronę Em wielkiego lizaka, którego dziewczynka niechętnie chwyciła.
- No mówiłam, że wyglądam jak lizak! - Odwróciła się idąc do kuchni, a ja razem z mamą zaniosłyśmy się śmiechem. Z moją siostrą nie poszło tak łatwo.
- Idę poszukać jakiegoś wazonu, zaraz wracam - Kobieta odwróciła się i również zniknęła nam z oczu. Zostaliśmy sami. Harry wykorzystał chwilę i przyciągnął mnie do siebie patrząc mi prosto w oczy.
- Ta jest dla ciebie - Chwyciłam różę zaciągając się jej zapachem.
- Piękna, dziękuję - Powiedziałam po chwili unosząc spojrzenie w podejrzliwie błyszczące oczy Styles'a. Brunet nachylił się nade mną zahaczając swoimi mokrymi wargami o płatek mojego ucha. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Wyglądasz zbyt seksownie w tej sukience. Jestem bardzo ciekawy co masz pod nią - Przejechał palcem po mojej nagiej skórze na plecach, pozostawiając w tym miejscu palący ślad.
- Znalazłam! - Rodzicielka wróciła zadowolona, na co szybko odsunęłam się od Harrego czując piekące rumieńce pokrywające moją rozpaloną twarz.
- Wszystko w porządku kochanie? Masz gorączkę? - Kobieta zaniepokojona popatrzyła na naszą dwójkę, a ja poczułam jak uchodzi ze mnie powietrze. Dosłownie czułam jak Harry zaciska swoje usta próbując opanować śmiech.
- Nie, wszystko jest okey. Po prostu mi gorąco - Powiedziałam pewnie, na co mama kiwnęła tylko głową i ruszyła w stronę jadalni mówiąc nam żebyśmy poszli za nią do stołu. Kiedy jej sylwetka zniknęła za ścianą mój rozpędzony łokieć zderzył się z brzuchem Styles'a, który w tym samym czasie wybuchnął śmiechem. Popatrzyłam na niego stanowczo, na co znów nachylił się do mojego ucha.
- W takim razie jeśli ci gorąco, nie będziesz miała nic przeciwko pozbyciu się twoich majtek, prawda? - ...co? Stałam jak sparaliżowana, nie mogąc wypowiedzieć nawet jednego słowa, gdy ręka Harrego zanurkowała pod moją sukienkę rozrywając cienki, koronkowy materiał. Poczułam chłód pomiędzy nogami, ale nie byłam w stanie się poruszyć. Co on kurwa robi!? Jednak w cokolwiek grał podobało mi się to. Chłopak odwrócił się ode mnie z chytrym uśmieszkiem na twarzy, chowając postrzępiony materiał do kieszeni w swojej marynarce, po czym zostawił mnie samą znikając w jadalni. Stałam jeszcze przez chwilę analizując całą sytuację.
- No co jest z tobą Meg? Idziesz? - Em wychyliła się zza ściany, na co tylko kiwnęłam głową i ruszyłam za Harrym naciągając sukienkę jak najdłużej się da. Usiadłam przy stole złączając od razu nogi. Czułam się dosłownie naga.
- Zatem powiedz mi Harry w jaki sposób poznałeś Megan? - Mama od razu przeszła do konkretów,gdy wszyscy zanurzyli widelce w przygotowanej przez nią lazanii. Jej pytanie trochę mnie zdziwiło. Wyraźnie pamiętałam dzień, w którym Styles wtargnął do mojego domu mówiąc mojej mamie, że jest moim kolegą ze szkoły. Chyba, że...wcale jej tego nie powiedział.
- Poznaliśmy się na jednej z imprez, prawda Meg? - Jego zadowolone spojrzenie zderzyło się z moimi trochę wystraszonymi tęczówkami. Nie odpowiadając po prostu potwierdziłam lekkim skinieniem głowy przypominając sobie imprezę, o której mówił. Imprezę, na której zamordował człowieka. Ta kolacja będzie dłuższa niż mi się wydawało. W jednej chwili straciłam cały apetyt sięgając po kieliszek z szampanem. Musująca ciecz spłynęła przyjemnie po moim gardle wywołując natychmiastowe odprężenie.
- Ile masz lat Harry? - Emily przerwała rozmowę nakładając już drugi kawałek lasagne.
- 24 - Chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie, po czym znów popatrzył w moje oczy, jakby pytając tym gestem, czy mi to nie przeszkadza. Wiedziałam, że jest ode mnie starszy, ale nie myślałam, że aż tak
(Uwaga!!! Zmieniłam wiek Meg i jej przyjaciół na 19 lat! :) ) Uśmiechnęłam się lekko, czując dłoń Harrego zaciskającą się na moim kolanie.
- Oh! Czyli zapewne pracujesz? - Moja mam na szczęście w ogóle nie przejęła się wiekiem bruneta, na co niesłyszalnie odetchnęłam.
- Mam własną firmę. Styles Corporation może kojarzy pani? -
- Oczywiście! I proszę, mów mi Jen - Nie wiedziałam, że zajmuje się czymś innym niż szefostwem w gangu, a już na pewno, że posiada własną firmę i to jedną z najbogatszych na świecie. Moje rozmyślenia przerwał palec Harrego zataczający ósemki po moim kolanie. Wciągnęłam głębiej powietrze, gdy ręka chłopaka zaczęła niebezpiecznie sunąć wzdłuż mojego uda wślizgując się pod materiał mojej sukienki. Zaczęłam wiercić się na krześle próbując złączyć nogi, jednak uścisk chłopaka był mocniejszy, przez co nie mogłam wykonać nawet najmniejszego ruchu. Wiedziałam, że od samego początku do czegoś dążył! Kurwa przecież to było takie oczywiste! Harry rozkraczył pod stołem moje nogi, a z moich ust wydostał się jęk, gdy jego palce niespodziewanie wsunęły się we mnie. Na szczęście ani Em, ani mama nie zwróciły na to uwagi. Rodzicielka była zbyt zajęta opowiadaniem o swojej pierwszej pracy i chwaleniem Harrego, że w tak młodym wieku zdążył tyle osiągnąć, by zauważyć moje dziwne ruchy i ogromne rumieńce na twarzy. Harry oczywiście cały czas kiwał głową z szelmowskim uśmiechem nie schodzącym z jego ust i odpowiadał na resztę pytań lub dopowiadał własne historie, a jego palce poruszały się we mnie zwinnie doprowadzając mnie do szaleństwa. W pewnym momencie brunet przestał, a jego palec zaczął przyjemnie pieścić moją łechtaczkę, na co zacisnęłam paznokcie na obrusie.
Przygryzłam wargi, by nie krzyczeć, a po moim ciele przepływały przyjemne dreszcze. Czułam jak odlatuję, a cały świat nagle gdzieś zniknął wraz z moją matką, Harrym i ich rozmową. Boże, przecież nie mogę dojść na oczach mojej rodziny! Harry przyspieszył swoje ruchy z powrotem wsuwając palce w moją cipkę i poruszając nimi w szybkim tempie. Zamknęłam oczy, gdy moje nogi zaczęły się trząść. W tym momencie już nie dbałam o to czy ktoś nas przyłapie, po prostu chciałam osiągnąć spełnienie. Moje paznokcie praktycznie przebijały obrus, a plecy wygięły w łuk czując jak orgazm rozchodzi się po całym moim ciele. Harry wyjął ze mnie palce, kładąc z powrotem swoją dłoń na moim kolanie, a ja oddychałam głęboko nie mogąc zaczerpnąć powietrza.
- Przepraszam, muszę iść do toalety - Podniosłam się z krzesła, praktycznie wybiegając z jadalni. Wbiegłam na górę prosto do łazienki opierając się nad umywalką. Patrzyłam przez chwilę w lustro na moją czerwoną od wstydu twarz. Właśnie doszłam siedząc naprzeciwko mojej małej siostry i matki, które zdawały się być niczego nie świadome. Odkręciłam wodę nachylając się i opłukując twarz zimną wodą. W tym samym czasie drzwi od łazienki otworzyły się, a sylwetka Harrego pojawiła się za mną odbijając się w lustrze.
- Jesteś kompletnym i... - Nie zdążyłam dokończyć, gdy usta chłopaka zaatakowały brutalnie moje, a ja zaskoczona jęknęłam prosto do nich. Styles podniósł mnie przytwierdzając plecami do twardej ściany.
- Jesteś idiotą - Powtórzyłam z łobuzerskim uśmiechem, gdy usta Harrego zaczęły obdarzać pocałunkami moją szyję pozostawiając na niej malinki.
- Za to twoim - Ściągnął ze mnie sukienkę rzucając ją gdzieś za siebie.
- To będzie szybkie kochanie, bo powiedziałem twojej mamie, że idę tylko sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku - Wymruczał mi do ucha, na co tylko kiwnęłam głową. Ściągnęłam z niego koszulkę, a Harry w tym samym czasie odpiął mój stanik. Wpiłam się znowu w jego usta, a chłopak jednym płynnym ruchem zsunął z siebie swoje spodnie i założył wcześniej przygotowaną prezerwatywę.
- Nie mów, że to na dole ci się nie podobało - Powiedział nie przerywając pocałunku, na co tylko się uśmiechnęłam popychając go na zamknięty kibelek. Usiadłam na nim okrakiem poruszając się biodrami w przód i w tył, a z gardła Harrego zaczęły wydostawać się jęki.
- Jeszcze polubisz bycie na dole, zobaczysz - Powiedziałam odwołując się do jego wczorajszych słów, po czym chwyciłam jego stojącego już członka celując nim w swoje wejście, a Harry uniósł biodra do góry wchodząc we mnie głębokim ruchem. Jęknęłam do jego ust, odchylając głowę do tyłu. Poruszałam się na nim powoli chcąc go mieć jak najgłębiej w sobie.


Harry przyspieszył ruchy, a ja nie musiałam długo czekać na orgazm rozchodzący się po moim ciele. Styles doszedł po mnie, a ja opadłam wykończona na jego nagi tors.
- Kotku musimy wrócić na dół - Cmoknął mnie po chwili w czoło, na co wstałam ubierając na siebie z powrotem sukienkę i rzucając w Harrego jego ubraniem, zeszłam na dół z ogromnym uśmiechem na twarzy.

Po niecałej godzinie Harry przeprosił, że musi już iść. Moja mama uściskała go na pożegnanie i oznajmiła, że może wpadać nawet codziennie, a Emily szepnęła mu coś do ucha, na co chłopak uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Myślisz? - Szepnął do niej.
- Ja to wiem - Odpowiedziała, również na mnie zerkając.
- To dobrze, bo ja ją też - Nie wiem o czym rozmawiali, ale poczułam jak moje policzki zalewają rumieńce wywołane jego słowami. Mogłam się tylko domyślać ich sensu. Wyszliśmy z Harrym przed dom, a brunet oparł mnie o maskę swojego samochodu zmniejszając dzielącą nas odległość.
- Jeśli każda kolacja u ciebie w domu będzie wyglądać tak jak dzisiaj, to twoja mama ma jak w banku, że będę wpadał codziennie - Uśmiechnął się szelmowsko przyciskając swoje biodra do moich.
- Śmieszne - Prychnęłam, a chłopak złączył nasze usta w długim pocałunku, który trwałby jeszcze dłużej gdyby nie męski głos dochodzący zza moich pleców.
- Meg? - Wraz z Harrym odwróciliśmy się zaskoczeni widząc postać wyłaniającą się z ciemności. Luke.

Jej! Bum! Ha! Sia! Skończyłam xd :D Pisałam go dzisiaj przez cały dzień! :D I co myślicie? Ja uważam, że sceny w tym rozdziale wyszły mi nawet lepiej niż w 13 (if ju noł łot aj min ^^). No ale teraz pojawia się problem i wasza rola w tej sprawie: NIE MAM POJĘCIA CO NAPISAĆ W KOLEJNYM ROZDZIALE! Proszę pomóżcie mi, zadowolę się każdym pomysłem :( <3 Bardzo dziękuję za miłe komentarze pod trzynastką :) Macie racje, nie ma co przejmować się ich ilością  :* Błagam was wspomóżcie jakimiś dobrymi pomysłami, bo inaczej stanę i długo nie zobaczycie nowego rozdziału, a mam czas weny :c :D. Branoc! :*

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 13

Po skończeniu przeczytaj notkę :)

- Meg? - Spytał Harry, jakby nie wierząc, że na prawdę stoję przed nim. Szczerze? Sama w to nie wierzyłam.
- Muszę ci coś wyjaśnić - Wyminęłam go nie patrząc mu w oczy i skierowałam się do przestronnego salonu. Chłopak zaraz znalazł się przy mnie, tak samo zdezorientowany jak ja sama. Usiadłam na wygodnej sofie, przenosząc spojrzenie na palący się kominek. Brunet zasiadł na fotelu przede mną, a ja czułam jego natarczywy wzrok na mojej osobie.
- Dwa lata temu miałam chłopaka, Avan'a. Kochałam go. Był dla mnie całym światem, tak samo jak ja dla niego. Byłam inna, kompletnie nie przypominałam osoby, którą jestem teraz. Przed rozpoczęciem wakacji obiecaliśmy sobie, że wyjedziemy razem daleko stąd, tylko we dwoje. Jednak przed tym Avan miał jeszcze jeden jedyny wyścig. Wcześniej, pół roku przed nim, miał wypadek motocyklowy i niebezpieczne było powrócenie na tor, ale on mówił, że wie co robi. Powtarzał to cały czas, że wszystko będzie w porządku, że nic mu się nie stanie, że mnie kocha - Zrobiłam przerwę, by zaciągnąć głębiej powietrza, którego nagle zaczęło mi brakować. Poczułam coś mokrego na moich splecionych dłoniach, zaciśniętych mocno na materiale mojej sukienki. Łzy. Wyczułam niespokojny ruch Harrego, który zapewne nie wiedział co ma robić, a dalsza część historii była dla niego oczywista. Postanowiłam kontynuować bez względu na słoną ciecz, którą praktycznie się krztusiłam.
Meg dawniej
- Byłam z nim, stałam przed namiotem kiedy odpalał motor. Próbowałam odsunąć od siebie złe myśli, jednak z każdą sekundą stawało się to coraz trudniejsze. Avan wyjechał na prowadzenie, był pierwszy. W pewnym momencie wpadł w poślizg, a jego motor runął wraz z nim na ziemię. Patrzyłam jak miłość mojego życia po prostu zostaje przygnieciona przez pędzący - Nie wytrzymałam, wybuchając donośnym płaczem. Schowałam twarz w dłoniach, a przerażający obraz nie chciał zniknąć sprzed moich oczu. Znów pozwoliłam powrócić wspomnieniom, które za wszelką cenę starałam się wymazać. Poczułam jak miejsce obok mnie się ugina, a po chwili mocne ramiona Harrego przyciągają mnie do jego rozpalonego torsu. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi nie mogąc się uspokoić.
- Ćsiii - Chłopak głaskał mnie po włosach próbując w jakiś sposób mi pomóc. Przez następne minuty brunet kołysał mną lekko, a ja starałam się uregulować oddech. Gdy już mi się to udało, odważyłam się na powiedzenie dalszych słów.
- Nie mogłam z tobą zostać, rozumiesz? Nie mogłam, chociaż chciałam. Zabrałeś mnie tam, a to wszystko wróciło i zaczęłam panikować. Ty też obiecałeś, że zaraz się spotkamy, że wrócisz. Byłeś pierwszy, wygrywałeś, a ja -
- Meg, popatrz na mnie - Szorstkie dłonie Harrego znalazły się na moich mokrych policzkach odwracając mnie przodem do niego. Zielone oczy wpatrujące we mnie pobłyskiwały w niektórych miejscach pięknym złotem, natomiast moje brązowe skanowały jego idealną twarz, nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- Jestem tu, przy tobie. Nic mi nie jest i nie będzie. Nie zabierałbym cię na
wyścig, gdybym to wiedział. Uwierz mi, nie zrobiłbym ci nigdy czegoś - Wpiłam swoje usta w jego malinowe wargi, nie pozwalając chłopakowi dokończyć. Harry jęknął zdziwiony moim gestem, jednak bez żadnego protestu odwzajemnił pocałunek. Podciągnęłam nogi siadając na nim okrakiem i wsunęłam dłonie w jego gęste włosy. Ręce Harrego spoczęły na moich biodrach wbijając w nie długie palce, a ja uniosłam się na kolanach odchylając głowę do tyłu, gdy jego usta znalazły się na mojej szyi, pozostawiając na niej mokre pocałunki. Przejechałam palcem wskazującym po wypukłości powstałej w jego obcisłych jeansach i w tym samym momencie brunet odsunął się gwałtownie ode mnie pozostawiając mnie zdezorientowaną z kwitniejącym podnieceniem w podbrzuszu. Jego klatka piersiowa unosiła się ciężko, a miętowy oddech owiewał moje rozpalone ciało przyprawiając mnie o gęsią skórkę.
- Meg, jesteś pewna, że tego chcesz? Nie chcę, żebyś potem tego żałowała czy coś -
- Oj, przymknij się - Ponownie zaatakowałam jego usta tym razem dużo brutalniej niż za pierwszym razem. Nie wiem co we mnie wstąpiło, to był impuls. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Harrego. Jego bliskości, wsparcia, oddania. Chciałam w końcu przestać żyć przeszłością, Avan'em. Pragnęłam żyć tu i teraz wraz z Harrym u boku. A może to alkohol przebywający w moim orgazmie postanowił w końcu dać o sobie znać? Szarpnęłam mocniej za loki Harrego, na co chłopak wydał z siebie warknięcie. Zanurkowałam dłońmi pod szary t-shirt chłopaka jeżdżąc dłońmi po jego twardym torsie. Po kilku sekundach koszulka Harrego wylądowała gdzieś na podłodze, a moim oczom ukazała się wyrzeźbiona klatka bruneta zakończona literą V schowaną gdzieś w jego spodniach. Chłonęłam wzrokiem czarne tatuaże pokrywające jego ręce i tors. Nie wiedziałam, że ma ich tak dużo. Jeździłam palcem po konturze dużego motyla namalowanego na brzuchu.
- Jest piękny - Powiedziałam szczerze na co chłopak uśmiechnął się znów robiąc malinki na mojej szyi.
- Nie tak jak ty. Teraz jesteś moja - Jego zęby zagłębiły się w mojej wrażliwej skórze lekko ją ssając, na co jęknęłam zamykając oczy. Harry zaplótł moje nogi wokół swojego pasa i cały czas mnie całując poszedł do swojej sypialni, kładąc mnie delikatnie na łóżku. Rozerwał moją sukienkę, na co cicho pisnęłam.
- Lubiłam ją -
- Szkoda, a tak seksownie w niej wyglądałaś - Na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek, gdy leżałam teraz pod nim w samej bieliźnie. Jak zawsze pod wyjściową sukienkę ubrałam jedną z koronkowej, czarnej bielizny. Widząc natarczywe spojrzenie Harrego lekko się zarumieniłam. Chłopak zjechał w dół, a jego wzrok zatrzymał się na wysokości mojego brzucha. Ciało Harrego gwałtownie się spięło, a jego oczy zrobiły się czarne. Zaniepokojona podniosłam się na łokciach i również spojrzałam na jego obiekt zainteresowania. Moje siniaki. Palce Harrego przejechały po jednym z fioletowo-zielonych miejsc, na co syknęłam cicho wbijając paznokcie w pościel.
- Kurwa mać!  - Wrzask Harrego sprawił , że momentalnie się wzdrygnęłam.
- Ten pierdolony chuj zasłużył sobie na śmierć! Kurwa jesteś cała poobijana! -
- Harry, przestań! - Siadłam naprzeciwko niego dotykając jego policzków tak jak on zrobił to kilka minut temu na dole. Chłopak popatrzył na mnie, a jego oczy powoli powróciły do dawnego koloru.
- Żaden człowiek nie zasłużył sobie na śmierć,pamiętaj. I nic mi nie jest, przeżyję - Uśmiechnęłam się lekko cmokając chłopaka w nos. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć brunet przycisnął mnie do łóżka jednym, płynnym ruchem ściągając ze mnie stanik. Moje nadgarstki zostały uwięzione nad moją głową, gdy chłopak wyczuł, że mam ochotę zakryć nagie piersi. Oczy Harrego wręcz świeciły na ten widok, dlatego odwróciłam głowę na bok nie mogąc wytrzymać jego pożądliwego spojrzenia. Brunet wpił się w moje usta zjeżdżając pocałunkami coraz niżej, aż do moich nabrzmiałych sutków. Gdy jego język zaczął przyjemnie drażnić moje piersi prawie krzyknęłam wijąc się pod jego rozpalonym ciałem. Harry puścił moje ręce, przenosząc swoje dłonie na mój biust, co wykorzystałam znów nurkując palcami w jego włosach. Czułam rosnące podniecenie, dlatego wspięłam się na Harrego, przekręcając go o 90 stopni. Uległy Harry Styles to piękny widok, jednak nie cieszyłam się nim długo znów lądując pod chłopakiem.
- Nie lubię być na dole, kochanie - Jego dłoń zsunęła się do mojej kobiecości, masując ją przez cienki, koronkowy materiał majtek. Po chwili i one dołączyły do mojego stanika, a ja byłam już zupełnie naga. Złączyłam nogi czując pomiędzy nimi lekki powiew wiatru.
- Jesteś tak cholernie mokra - Poczułam tam na dole zimny oddech Harrego, który niespodziewanie wsunął we mnie dwa palce, sprawiając mi zaskakujący ból.
- Harry! - Krzyknęłam próbując zacisnąć nogi, które trzymane szczelnie przez chłopaka ani drgnęły. Wygięłam się w łuk, czując jak dłoń Harrego przyspiesza swoje ruchy, a język Styles'a pieści moją łechtaczkę. Było mi tak przyjemnie, że nie musiałam długo czekać na pojawiający się orgazm.
- Harry, ja - Pisnęłam trzęsącym się głosem, jednak brunet nie pozwolił mi dojść zaprzestając jakichkolwiek ruchów. Byłam przez to zła, a jednocześnie jeszcze bardziej podniecona. Harry sięgnął do paska przy swoich spodniach, ściągając je razem z bokserkami, a jego ogromny przyjaciel wystrzelił jak zwolniony ze smyczy na zewnątrz. Wytrzeszczyłam oczy. Był na prawdę duży.
- Jesteś gotowa, czy wolisz się najpierw napatrzeć? - Spytał Style's widząc, że mu się przyglądam. Zarumieniona wystawiłam do niego język na co chłopak się zaśmiał.
- Nie jesteś dziewicą, prawda? - Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi.
- Na pewno tego chcesz? - Harry sięgnął po opakowanie prezerwatyw znajdujących się na dnie szafki nocnej i założył jedną na swojego nabrzmiałego członka. Nie przypominał tego chłopaka co wczoraj, przed wczoraj, czy kilka dni temu. Widać było, że na prawdę walczy ze sobą, żeby się na mnie nie rzucić, ale z drugiej strony jest bardzo ostrożny w swoich ruchach.
- Tak - Powiedziałam, a  Harry wszedł powoli we mnie bez żadnego ostrzeżenia. Syknęłam czując rozrywający ból. Nie uprawiałam seksu od więcej niż dwóch lat, co dawało się we znaki.
- Wszystko okey? - Harry zastygł w miejscu, na co poczułam się trochę niekomfortowo.
- Tak, nie przerywaj. Po prostu dawno tego nie robiłam - Chłopak kiwnął głową i wbił się we mnie całą długością. Zacisnęłam paznokcie na pościeli chcąc w jakiś sposób złagodzić ból. Czułam się gorzej niż za pierwszym razem, jednak po chwili przerodziło się to w przyjemność. Harry dyszał nade mną poruszając się w szybkim tempie.
- Harry mocniej! - Pisnęłam czując jak wypełnia mnie fala podniecenia. Chłopak przyspieszył swoje ruchy, a ja krzycząc jego imię doszłam, wyginając plecy w łuk.
Brunet doszedł kilka sekund po mnie, opadając zmęczony na moją klatkę piersiową. Nasze oddechy zespoiły się ze sobą, a Harry odszukał moją dłoń, by zaraz spleść razem nasze palce. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zwaliłam bruneta obok siebie, kładąc głowę na jego torsie.
- Byłaś wspaniała - Powiedział gładząc palcami po moich nagich ramionach.
- Ty też niczego sobie - Uśmiechnęłam się, na co chłopak cmoknął mnie w głowę. Wtuliłam się w jego szyję zaciągając się głębiej jego pięknym zapachem.
- Dziękuję - Szepnęłam czując jak sen tańczy na moich powiekach.
- Za co? - Harry wydawał się być zdziwiony moimi słowami.
- Za to, że pomagasz mi zapomnieć - Ostatnim co pamiętałam był uspokajający szept Harrego i jego zaplatające się wokół mnie ramiona. Potem zasnęłam.

Otworzyłam oczy zaciskając palce na pościeli. Oddychałam miarowo czując rozrywający ból pomiędzy nogami. W pewnym momencie usiadłam gwałtownie rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. W sypialni Harrego. Z powrotem opadłam na łóżko odtwarzając w myślach wydarzenia z wczorajszej nocy. Uśmiechnęłam się pod nosem, macając miejsce obok mnie, jednak Harrego na nim nie było. Wstając zawirowało mi w głowie, dlatego złapałam się szafki nocnej, by nie upaść. Zeszłam na dół w celu odnalezienia chłopaka, ale i tam go nie było. Zostałam sama. Otworzyłam lodówkę wyjmując z niej jajka oraz masło i wzięłam się za smażenie jajecznicy. W międzyczasie napisałam do mamy, że nocowałam u Harrego i, że wszystko ze mną w porządku. Rodzicielka odpisała, że wie gdyż Harry dzwonił do niej z samego rana, co mnie bardzo zdziwiło, jednak większą uwagę przykuła druga część sms-a, w której kobieta pisała o...kurwa kolacja!
- Cześć śliczna - Czyjeś ręce oplotły moje biodra przyciągając mnie od tyłu do twardego torsu. Krzyknęłam, a trzymana przeze mnie patelnia z hukiem upadła na podłogę, rozpryskując jajecznicę na całą kuchnię.
- Meg, już okey. To ja - Harry obrócił mnie twarzą do siebie, a ja wkurzona walnęłam go pięścią w klatkę piersiową.
- Ała, a to za co? - Na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Wystraszyłeś mnie - Wyswobodziłam się z jego uścisku schylając się w celu pozbierania zrobionego przeze mnie bałaganu. Boże, na śmierć zapomniałam o dzisiejszej kolacji. Obiecałam mamie , że Harry się zjawi. Muszę mu o tym powiedzieć, tylko jak...
- Meg, zostaw to. Pani Nelson się tym zajmie - Brunet z powrotem przyciągnął mnie do siebie bez zapowiedzenia złączają  nasze usta razem. Odwzajemniłam pocałunek, po czym odsunęłam się od niego na kilka centymetrów.
- Harry bo - Jak ja mam kurwa zacząć?! I czemu tak cholernie się stresuję?! Przecież to tylko Harry. TYLKO Harry. Wyraz twarzy chłopaka od razu złagodniał, a jego oczy zrobiły się podejrzliwe.
- Boli cię, tak? - Uniósł swoje brwi, przez co od razu wiedziałam o czym mówi.
- Trochę, ale nie to chciałam -
- Zrobiłem ci krzywdę wczoraj? - Przerwał mi, nie pozwalając dokończyć zdania.
- Nie, no co ty! Chodzi o to, że -
- Że popełniłaś błąd i z powrotem uciekniesz tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy cię pocałowałem?  - ...czekaj, co?! Oczy Harrego zamieniły się w dwa czarne węgielki, a mięśnie napięły pod białą koszulką.
- Śmiało, droga wolna! Nie potrzebuję litości, żebyś - Podniósł swój głos, a ja nie wytrzymałam.
- Chciałam tylko zapytać, czy dasz się zaprosić dzisiaj do mnie na kolację, bo moja mama chce cię lepiej poznać! - Krzyknęłam, a w moich oczach zgromadziły się łzy. Na prawdę tak o mnie myślał? Że ucieknę, że uznam wczorajszą noc za błąd? Usta Harrego otworzyły się chcąc wydać jakiś dźwięk, jednak z powrotem je zamknął tylko się jąkając.
- Meg, ja... - Chłopak zrobił krok w moją stronę, na co się cofnęłam.
- Jesteś kompletnym idiotą! - Upuściłam patelnię do zlewu, wymijając wmurowanego Styles'a i pobiegłam na górę zamykając z hukiem drzwi do jego sypialni. Usiadłam na łóżku ściągając z siebie wczorajszy t-shirt Harrego, w który ubrałam się dzisiaj rano. Dopiero, gdy to zrobiłam dotarło do mnie czemu w ogóle go założyłam. Moja sukienka leżała w strzępach w kącie przy szafie. Założyłam bluzkę z powrotem, zaciągając się mocno jej zapachem i otarłam dłonią oczy, w których zdążyły wezbrać się łzy. Wzięłam się za składanie swoich rzeczy, kiedy drzwi otworzyły się, a zielonooki wszedł do środka cicho je zamykając. Przez cały czas ignorowałam go, nawet wtedy gdy wyczułam jego obecność tuż za moimi plecami. Chłopak złapał mnie lekko za łokieć, który od razy wyszarpnęłam odwracając się do niego przodem.
- Na prawdę tak mnie postrzegasz? W twoich oczach jestem tylko kolejną, łatwą dziewczynką wskakującą ci do łóżka, kiedy tylko kiwniesz palcem? - Harry przyciągnął mnie do siebie, ścierając łzy z moich policzków.
- Oj Meg, wiesz że nie. Przepraszam za mój wybuch. Myślałem, że po prostu znowu mnie zostawisz, a ja bym już tego nie wytrzymał - Wpatrywałam się w jego oczy, w których panowała teraz troska.
- To co? Przyjdziesz? - Na jego twarzy  zobaczyłam zwątpienie.
- Chyba tak - Odparł po kilku sekundach ostatni raz cmokając mnie w czoło zanim podszedł do szafy wyciągając z niej nową koszulkę i dresy.
- Trzymaj, ubierz się - Rzucił ubranie w moją stronę, jednak koszulkę odrzuciłam z powrotem.
- Mogę zostać w tej? - Spytałam nieśmiało, ale Harry tylko uśmiechnął się
znacząco i kiwnął głową.
- Seksownie wyglądasz w moim T-shircie - Wyciągnęłam do niego język, a z jego gardła wydostał się melodyjny śpiew.
- Zdecydowanie musisz się częściej śmiać -
- A ty dochodzić - Skarciłam go spojrzeniem na co tylko podniósł ręce w geście obronnym i wyszedł pozostawiając mnie samą. Po wykąpaniu, ubraniu i zrobieniu lekkiego makijażu zeszłam na dół, akurat gdy Harry kończył z kimś rozmawiać. Był czymś zdenerwowany, widziałam to po jego zaciśniętej szczęce. Uznałam, że nie będę pytać z kim gadał, nie moja sprawa. Uśmiechnęłam się dla rozładowania ciężkiej atmosfery.
- Zawieziesz mnie do domu czy mam wziąć taksówkę? -
- Wolałbym gdybyś zamówiła taksówkę - Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Nie ma sprawy - Odwróciłam się słysząc za sobą śmiech, a po chwili Harry ciągnął mnie już za rękę prosto do garażu.
- Oj Meg - Popatrzyłam na jego rozpromieniony prawy profil. Chciałabym widzieć go takiego codziennie. Gdy podjechaliśmy pod mój dom, Harry odprowadził mnie pod drzwi.
- o 18? -
- o 18 - Potwierdziłam cmokając go przelotnie w usta, po czym weszłam do domu patrząc przez okno jak Harry w swoim czarnym Range Roverze znika za zakrętem pozostawiając mnie z dziwną pustką w sercu.

Hej. Zdecydowałam, że rozdział dodam dzisiaj z racji tego, że już go machnęłam,a tak to dodałabym go za jakieś trzy dni, bo jutro o 5 wsiadam na prom i wracam do Polski :) Dzieje się, nie? Przewidzieliście to? A może kompletny zaskok? Moja pierwsza scena erotyczna podczas kariery, więc no! :D xd Od razu chcę uprzedzić, że wszystkie komentarze typu: 'zepsułaś opowiadanie' itd. nie będą brane pod uwagę bo mówię: KAŻDY AUTOR MA SWOJĄ WIZJĘ, A OTO MOJA. Co do następnego rozdziału...nie wiem czy w ogóle się pojawi :/ Trochę głupio pisać dla co najwyżej 4 osób, bo tylko tyle komentuje. Na prawdę jest mi przykro z tego powodu, bo dużo ludzi czyta mojego bloga, jednak prawie nikt nie komentuje :c Dla mnie na serio ogromną motywacją jest przeczytanie waszej opinii bez względu czy jest ona pozytywna, czy negatywna, bo wtedy wiem co piszę dobrze, a nad czym muszę popracować. Prosiłam pod tamtym rozdziałem, żeby skomentowały go wszystkie osoby, które czytają o losach Harrego i Meg, a zrobiły to 3 osoby, więc... :) :/ Kompletnie nie mam ochoty się z wami rozstawać, ale sami mnie do tego zmuszacie :( Przepraszam was, loffki :* :'(

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 12

Gdy podjechaliśmy pod mój dom, Louis odprowadził mnie do drzwi. Podczas drogi samochodem patrzyłam tępo w szybę nie odbierając odgłosów z zewnątrz. Byłam Lou wdzięczna, że nie próbował wypytywać mnie o sytuację z Harrym. Ja sama nie chciałam o tym rozmawiać. Właściwie, nawet nie wiedziałam co się tam stało. Widziałam to jakby przez mgłę, chociaż działo się to kilkanaście minut temu. Harry mnie pocałował. Przed oczami znów miałam jego idealną, rozpromienioną twarz, na co łzy zgromadziły się ponownie pod moimi powiekami.
- Wszystko w porządku, mała? - Ogarnęłam się szybko, patrząc na chłopaka stojącego przede mną. Otarłam oczy dłonią, kiwając przy tym głową.
- Tak. Przepraszam, że musiałeś się targać aż tutaj -
- No co ty! Nie przepraszaj - Uśmiechnął się, jednak widząc moją minę, znów przyciągnął mnie do siebie. Oparłam swoją brodę na jego ramieniu.
- Dziękuję. To pomaga - Szepnęłam mu do ucha, na co się uśmiechnął i odpowiedział, że się cieszy z tego powodu. Gdy się od niego odsunęłam, spostrzegłam ruch za plecami szatyna. Wyostrzyłam wzrok na osobę stojącą za nim. Luke. Blondyn ruszył w naszą stronę, a ja w środku zaczęłam panikować.
- Meg - Usta chłopaka ułożyły się w cienką linię. Odsunęłam się od Tomlinsona, a szatyn przeniósł swoje zdezorientowane spojrzenie prosto w czarne oczy Valentine'a.
- Hej Luke. Jeszcze raz dzięki Louis - Powiedziałam szybko, czując jak moje dłonie stają się mokre. Uspokój się idiotko! Uśmiechnęłam się przyjaźnie, by rozładować atmosferę.
Szatyn zdziwiony kiwnął tylko głową i chowając ręce w kieszeniach, odszedł do swojego samochodu.
- Meg, gdyby coś to dzwoń - Powiedział zanim zniknął w czarnym porsche i odjechał pozostawiając mnie z rozwścieczonym Lukiem sam na sam. Staliśmy przez chwilę w ciszy nawzajem się obserwując. Nie spuszczę pierwsza wzroku, o nie. Wtedy na pewno poznałby, że coś przed nim ukrywam.
- Czy ty możesz mi do jasnej cholery wyjaśnić co to było!? I gdzie byłaś dzisiaj po południu!? Kurwa Meg, martwimy się o ciebie!-
- 'Wszyscy się tylko o mnie martwią' - Przemknęło przez moją głowę.
- Hej Luke. Ja także się cieszę, że cię widzę. Fajnie, że pytasz co u mnie. Dzięki w porządku, a u ciebie? - Odwróciłam się do niego plecami w celu otwarcia drzwi, jednak zostałam przytrzymana przez zimną dłoń blondyna.
- Meg, proszę cię. Pogadaj ze mną - W jego oczach zobaczyłam tyle bólu, że już sama nie wiedziałam co robić. Chciałam ucieć, odizolować się, daleko, gdzie nikt i nic nie sprawiłoby, że stałabym się słaba. A właśnie taka teraz byłam.
- Luke, puść - Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku. Chłopak cofnął się o kilka kroków, ponownie wbijając we mnie swoje oskarżycielskie spojrzenie.
- Zależy mi na tobie, wiesz o tym. Mi, Ash i Lily. Wytłumacz mi co się z tobą dzieje! - Podniósł głos, na co odpowiedziałam mu tym samym.
- Nic się ze mną nie dzieje! Byłam z Harrym. A to był Louis, jego przyjaciel. Tylko mnie odwoził, tyle. Nie krzycz, bo obudzisz Emily - Dodałam już szeptem.
Miałam serdecznie dość całego tego popierdolonego dnia. Marzyłam tylko o tym, żeby paść na łóżko i poddać się wszystkim emocjom kłębiącym się we mnie. Jednak, jak już dawno zdąrzyłam się przekonać, mogłam sobie o tym tylko i wyłącznie pomarzyć. Z twarzy Luke'a odpłynęły kolory.
- Jak to byłaś z Harrym?! Jasna cholera Meg! On cie porwał?! Trzeba było do nas pisać, dzwonić, cokolwiek! Musimy iść z tym w końcu na policję! To nie może tak być, że tak po prostu Harry cię zabiera! Ashley miała rację, trzeba było już na początku iść z tym na komisariat! - Przeraziłam się na jego słowa.
- Powiedziałam ci już, że on mi nic nie zrobi. Po drugie, nie porwał mnie. Sama weszłam do jego auta - Starałam się być jak najbardziej obojętna, więc pod koniec wzruszyłam ramionami. Luke wyglądał jakbym właśnie przyłożyła mu siarczyście w policzek. Chwilę patrzył na mnie, po czym odwrócił się napięcie ruszając w głąb ulicy. Patrzyłam na niego zaskoczona. Nie tego się spodziewałam. Wtedy to do mnie dotarło: swoimi słowami raniłam tak bliską mi osobę jaką był Luke. Co się ze mną dzieje?!
- Luke, zaczekaj! - Pobiegłam za chłopakiem zagradzając mu drogę. Nie patrzył na mnie. Swoje spojrzenie miał utkwione gdzieś daleko poza moją osobą.
- Przepraszam, tak strasznie przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło. Luke ja już nie wiem co robić - Moim ciałem znów zawładnął szloch, na co chłopak przyciągnął mnie do siebie zamykając w swoich ramionach. Powiedziałam mu to, co myślałam, jednak w moich słowach był utkwiony podteskt, który tylko ja mogłam zauważyć. Naparawdę nie wiedziałam co robić, ale w związku z Lukiem i Harrym. Dwoma osobami, które były tak różne, a jednocześnie tak drogie mojemu sercu.
- Meg, ja rozumiem, na serio. Ale musisz wziąć też pod uwagę to jak ja w tym wszystkim się czuję. Moja dziewczyna znika nagle z psychopatycznym mordercą, a gdy już się odnajduje, jak gdyby nigdy nic mówi, że wszystko jest w porządku. Nic nie jest w porządku Meg, zauważ to w końcu. Ba, dziewczyna. Ja nawet nie wiem co jest między nami. Pocałowałaś mnie, owszem, ale ja tego nie czuję Meg. Nie czuję od ciebie tego samego co ja mam, gdy jestem przy tobie, gdy cię widzę, dotykam - Patrzyłam na niego wielkimi oczami. O mój Boże oczywście, że wiedziałam jak to wygląda, jednak nie miałam pojęcia, że powie mi to wszystko akurat teraz. Aktualnie czułam się jak obdarty worek treningowy z masą dziur. Dziur od uderzeń w sam, najgorszy środek, inaczej w moje serce.
- Musisz w końcu dać mi jasną odpowiedź Meg, ja nie mogę wiecznie czekać. Kocham cię, jednak nie wiem czy ty darzysz mnie tym samym uczuciem - Blondyn kontynuował, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Otworzyłam usta, ale zanim zdąrzył się z nich wydobyć chociaż jeden dźwięk, zostały one zakryte przez palec Luka. Chciał dalej mówić, nie przeszkadzałam mu.
- Nie chcę żebyś odpowiadała mi już teraz. Chcę żebyś to przemyślała i dała mi odpowiedź wtedy kiedy będziesz gotowa -
- Luke, zależy mi na tobie - Moja głowa, aż pękała z natłoku myśli.
Byłam niczym ogromny balon gotowy do pęknięcia w każdej sekundzie. Kąciki ust chłopaka podniosły się w górę, tworząc smutny uśmiech. Luke zbliżył się do mnie i na krótką chwilę przylgnął wargami do moich ust, przenosząc je zaraz na moje czoło.
- Kocham cię Meg - Szepnął mi do ucha i ostatni raz przytulił. Jego dłoń dotknęła mojego policzka lekko nim pocierając, co sprawiło mi ulgę.
- Przepraszam - Powiedziałam po raz ostatni, patrząc w jego błękitne oczy i widząc w nich samą siebie.
- Nie gniewam się. Po prostu muszę mieć pewność, że nie grasz sobie ze mną i jesteś całkowicie ze mną szczera. A teraz idź już spać. Do zobaczenia jutro Meg - Cmoknął mnie po raz ostatni, po czym machając mi na pożegnanie odszedł w kierunku z którego przyszedł. Odprowadzałam go wzrokiem, aż nie zniknął za zakrętem. Dopiero wtedy poczułam się jak kompletna suka, a powietrze ze mnie dosłownie uleciało. Poczołgałam się w stronę domu, w którym paliły się światła tylko w dwóch pokojach. Weszłam ostrożnie, by nie robić przy tym zbyt wielkiego hałasu.
- Meg, to ty? - Głos mamy dobiegł z salonu, do którego zaraz się skierowałam.
- Tak mamuś. Hej - Podeszłam do rodzicielki składając na jej policzku mokry pocałunek.
- Czemu tak późno, kotku? Wszystko okey? - Kobieta przetarła zmęczone oczy przenosząc spojrzenie na moją osobę. Siedziała nad papierkową robotą, nie chciałam jej przeszkadzać.
- Przepraszam, zasiedziałam się u Harrego - Nie chciałam okłamywać mamy. Była jedyną osobą, z którą naprawdę mogłam szczerze porozmawiać. nie miałyśmy żadnych tajemnic. No prawie.
- Rozumiem. Jak widzisz Emily śpi, a ja robię to co zwykle - Kiwnęłam głową na potwierdzenie, powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.
- Pójdę się położyć, jeśli nie masz nic przeciwko. Trochę źle się czuję - Kobieta odpowiedziała oczywiście, że nie ma i życzyła mi dobrej nocy, a ja otępiała poszłam na górę prosto do swojego pokoju. Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, zjechałam po nich prosto na podłogę nie powstrzymując już emocji. Schowałam twarz w dłoniach, a łzy spływały potokami po mojej twarzy.
Chciałam krzyczeć, a jednocześnie skulić się gdzieś w kącie i zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Czułam się beznadziejna, niepotrzebna, nijaka. Moje chwilowe załamanie przerwał odgłos przychodzącego sms-a. Sięgnęłam szybko po komórkę z dziwną nadzieją w sercu, że to Harry, jednak na wyświetlaczu nie pojawiło mi się jego imię. Wyświetlił się numer nieznany. Odczytałam wiadomość, która okazała się być od Hazel. Dziewczyna pisała, że znalazła mój numer w książce telefonicznej, że bardzo się zmartwiła, gdy tak nagle zniknęłam i czy nie chciałbym się może spotkać z nią jutro na kawie po zajęciach. Brunetka zyskała dziwną sympatię w moich oczach od pierwszego momentu, w którym ją zobaczyłam. Wydawała się być w porządku, tak samo jak Mike. Dlatego po chwili wysyłałam już odpowiedź z przeprosinami i potwierdzeniem jutrzejszego spotkania. Wygaszając telefon spojrzałam na zegarek widniejący w prawym górnym rogu. 22:53. Przez wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia, straciłam kompletnie poczucie czasu. Było naprawdę późno, a ja zbyt wyczerpana w ubraniach, po prostu opadłam na łożko, zagłębiając głowę w miękkiej poduszce. Po minucie Hazy odpisała na mojego smsa ciesząc się, że nic mi nie jest i podając dokładną godzinę i adres kawiarni. Otworzyłam szafkę nocną i sięgnęłam po plik tabletek na ból głowy spoczywający na jej dnie. Wzięłam dwie, popijąc wodą ze szklanki przyniesionej tutaj jeszcze wczoraj rano, po czym zamknęłam oczy pozwalając lekarstwom na szybkie działanie. Zbyt zmęczona, odpłynęłam do krainy Morfeusza, w mniej niż kilknaście sekund.

*Z punktu widzenia Lou*

Skręciłem właśnie w  zaciemnioną Milles Road, na której znajdował się cel mojej podróży, a mianowicie dom Harrego. Byłem wręcz wkurwiony. Nie wiem co zaszło pomiędzy nim a Meg, ale napewno się dowiem, nie ma opcji. Podjechałem pod bramę, w której wklepałem hasło, po czym zaparkowałem na pustym podjeździe. Styles i to jego pieprzone bezpieczeństwo. Jednak miał rację, każdy z naszego gangu powinien być ostrożny. Tak, mieliśmy gang i to nie byle jaki, bo najpotężniejszy w całym okręgu. Dangerous Darkness budził grozę we wszystkich mieszkańcach. Przyjaciół nagradzaliśmy, wrogów likwiowaliśmy. Prosty system. A nagrodą oczywiście było życie.
- Harry? - Ku mojemu zdziwieniu drzwi wejściowe były otwarte, co znaczyło, że Styles nie ruszał się nigdzie od wyjścia Meg. Wszedłem w głąb domu rozglądając się po wszystkich pomieszczeniach. W domu paliło się światło, co oznaczało, że Styles napewno tu był.
- Stary? - Harry siedział oparty o ścianę w salonie, albo raczej jej część, bo połowa leżała u jego stóp, z głową pomiędzy nogami. Wiedziałem, że mnie usłyszał, bo jego ciało całe się napięło. Podszedłem bliżej niego kucając obok i kładąc swoją dłoń na jego ramieniu.
- Ja pierdole Styles, ogarnij się! - Potrząsałem nim, jednak nawet to nie działało. Był w swoim świecie, gdzieś daleko,  nieobecny.
- Możesz mi kurwa powiedzieć czemu Megan wyleciała stąd cała roztrzęsiona we łzach, a twoja ściana leży rozpieprzona na podłodze!? - Nie działa spokojnie, to będzie krzyk, trudno. Na dźwięk jej imienia jego ciało spięło się jeszcze bardziej.
- Co jej zrobiłeś?! Czy ciebie trzeba kurwa pilnować jak małego bahora?! Co ty sobie myślisz, żeby -
- Pocałowałem ją - ...co?! Dobra, tego się nie spodziewałem. Harry podniósł swoje spojrzenie prosto w moje ogromne od zdezorientowania oczy. On płakał? Harry Styles płakał?! Oż kurwa, sprawa jest poważna.
- Pocałowałeś ją czy mówiąc to chodzi ci o bliskie spotkanie ze ścianą? W ogóle to niech spoczywa w pokoju - Zrobiłem teatralny gest, jednak nie rozśmieszyłem tym bruneta. Dziwne.
- Pocałowałem ją kurwa, a ona uciekła. Wiem, że jej się podobało, widziałem to, ale powiedziała, że nie może. Rozumiesz kurwa?! - Wydarł się na mnie. Nie no, nie mówcie, że on serio się zakochał. Ostatni raz widziałem go w takim stanie kiedy odeszła Gemma. Przeżywał to chyba przez dwa miesiące, a najgorsze w tym wszystkim było to, że jej ciała nigdy nie odnaleziono. Kochana była. Ehh.
- I z tego powodu aż ścianę trzeba rozwalać? Stary... - Nachyliłem się do niego, dźwigając go z podłogi. Chłopak wstał, otrząsając się z tego dziwnego transu, w którym jeszcze chwilę temu się znajdował.
- Straciłem ją, prawda? - Boże Styles, to jesteś ty?! Szef najniebezpieczniejszego gangu w mieście?!
- Nie straciłeś. Wróci, zobaczysz. Potrzebuje czasu. Jest przybita tak samo jak ty, a teraz ogarnij się idioto - Skierował się do kuchni, a ja podążyłem za nim. Chłopak otworzył lodkówkę wyciągając z niej...piwo.
- O nie nie nie nie nie. Nie ma mowy. Styles rusz dupę! - Jak to jest, że zawsze to ja muszę być ten rozsądny? Życie jest w chuj niesprawiedliwe.
- Dobra, sorry Tommo - Harry oparł się o blat mocniej zaciągając się powietrzem. Chwilę postaliśmy w ciszy, która nam obydwu była jakoś niezbędnie potrzebna.
- Ja spadam. Dojdź do siebie, a jak co to dzwoń. A i to zabieram ze sobą - Chwyciłem do ręki wyciągnięty przez przyjaciela napój, na co ten tylko machnął dłonią i przewrócił oczami. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Aha i napraw ścianę! - Krzyknąłem nie zatrzymując się. Kątem oka spojrzałem na Styles'a, na którego twarzy pojawił się teraz chytry uśmieszek. Zadowolony ze swojego osiągnięcia i darmowego piwka wyszedłem, pozostawiając bruneta samego sobie. Otworzyłem kapsel i pociągnąłem pożądnego łyka zanim wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon. Zapowiada się długa noc.

*Z punktu widzenia Meg*

Otworzyłam oczy, które odrazu negatywnie zareagowały na promyki słońca, świecące prosto w moją twarz. Zwlekłam się z łóżka stając naprzeciwko lustra zamieszczonego na mojej toaletce. To co w nim zobaczyłam sprawiło, że aż miałam ochotę krzyknąć. Dziewczyna z opuchniętymi od płaczu oczami, potarganymi włosami i ściągniętą twarzą przyglądała mi się podejrzliwym spojrzeniem. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że to ja. Wyglądałam okropnie, jakby ktoś przejechał po mnie kosiarką przynajmniej trzy razy, do tego fioletowe sińce znajdujące się na moim brzuchu i jego okolicach sprawiały dodatkowy, rozrywający ból. Wczorajsze tabletki pomogły, bo przynajmniej głowa nie pękała aż tak bardzo jak mogłaby.
- Mamo? - Zeszłam na dół, jednak nikogo tam nie było. Zdezorientowana wyszłam do kuchni, a na blacie dostrzegłam małą karteczkę ze starannym pismem mamy, w którym pisała, żebym zrobiła sobie dzisiaj wolne od szkoły, bo nie wyglądam za dobrze. Uśmiechnęłam się promiennie. Boże mamo, jak ja cię strasznie kocham! Była godzina 10:18, więc i tak lekcje trwały już od dwóch godzin. Po zrobieniu sobie mocnej kawy i talerza pełnego kanapek, opadłam na kanapę w salonie włączając jakąś durną kreskówkę i przykrywając się szczelnie kocem. Po piętnastu minutach zadzwonił telefon,więc niechętnie wstałam, by móc go odebrać.
- Hej córeczko słyszę, że wstałaś. Jak się czujesz? - Mama.
- Jakoś. Dzięki, że odpuściłaś mi dzisiaj szkołę -
- Gdybyś czegoś potrzebowała, to dzwoń, a ja będę starała się odebrać -
- Dzięki mamo, ale mam wszystko - Spojrzałam na przygotowane przeze mnie jedzenie, telewizor i wygodną kanapę. Czego tu więcej chcieć?
- Rano dzwoniła Ashley czy cię podwieźć. Powiedziałam jej, że zostajesz w domu, więc nie musisz się tym martwić czy coś - Westchnęłam z ulgą słysząc jej słowa. Akurat kłótnia z Ash była ostatnią rzeczą na którą miałam ochotę. Dobrze, że miałam już to za sobą.
- Dzięki mamuś, kocham cię -
- Ja ciebie też kochanie. Papa -
- Pa - Odpowiedziałam, a po drugiej stronie słuchawki zabrzmiał sygnał kończący połączenie. Pobiegłam po swoją komórkę, wchodząc na wczorajszą konwersację z Hazel i wysyłając do niej smsa o treści 'Hej Hazy. Dzisiaj piątek, może jednak skoczymy na coś mocniejszego niż cappucino? Spotkajmy się o 17:00 w White's bar. -M :)'. Nie czekałam długo na odpowiedź brunetki, która odpisała, że oczywiście będzie czekać i to świetny pomysł.
-'No i super' - Pomyślałam. Od samego rana byłam kompletnie wypruta z emocji. Wszystko było mi obojętne.
-'Co jeden pocałunek potrafi zrobić z człowiekiem?!'- Szybko odsunęłam od siebie tę wizję, skupiając się na kolorowych obrazkach biegających po całym ekranie. W ten sposób spędziłam praktycznie cały dzień.
Gdy weszłam do klubu odrazu skierowałam się w stronę barku, przy którym zobaczyłam Hazy. Brunetka wstała gwałtownie praktycznie biegnąc w moją stronę. Miała na sobie piękną, fioletową sukienkę zakrywającą połowę ud, a kremowe szpilki i w tym samym kolorze kopertówka wyglądały wręcz zjawiskowo. Uśmiechnęłam się promiennie pewnym krokiem zbliżając się do dziewczyny.

- Meg, jak ślicznie wyglądasz! - Ja? Ubrałam się w połyskującą granatową miniówkę prawie nie zasłaniającą mojego tyłka i czarne szpilki z czerwoną podeszwą.
- Dziękuję. Ty również - Przytuliłyśmy się jak dwie dobre przyjaciółki i zajęłyśmy miejsca przy jednym z wolnych stolików.
- Wczoraj strasznie nas wszystkich przestraszyłaś. Harry był okropnie wkurzony! Strasznie cię przepraszam, powinnam bardziej zajmować się tobą niż wyścigiem - Hazel na prawdę było przykro, widziałam to w jej oczach.
- No co ty! To ja cię przepraszam, że przeze mnie zapewne oberwałaś od Harrego. Zachowałam się jak dziecko, przepraszam - Przyznałam szczerze. Przez kolejne minuty brunetka zdawała mi relację z wyścigu i tego co działo się po nim. Oczywiście Harry wygrał, czego mogłam się spodziewać, a Mike zajął drugie miejsce. Kiedy Styles zobaczył, że mnie nie ma wpadł w dosłowną furię i wyleciał przed dom żeby mnie szukać. Oczywiście dalej nie wiedziała co było, oprócz tego, że się odnalazłam. Patrzyłam cały czas w jej oczy wyobrażając sobie całą sytuację. Czułam się jeszcze gorzej niż przed wyjściem z domu. Nie dość, że zdenerwowałam Harrego, to jeszcze Hazel i Mike za mnie oberwali. Boże.
- Tak w ogóle to co się stało, że uciekłaś? I co się potem działo? - Hazy była naparawdę uroczą osobą, ale zdecydowanie zbyt dociekliwą. Z drugiej strony należały jej się wyjaśnienia.Tak samo jak Harremu. Zaciągnęłam się głębiej powietrzem. Hazy wyczuła chyba, że to będzie ciężka rozmowa, bo jej spojrzenie stało się bardziej poważne, a jej dłoń spoczęła na mojej lekko ją ściskając. Opowiedziałam jej wszystko wraz z pocałunkiem, Lukiem i tym jak się obecnie czułam. Hazy cały czas kiwała głową, ani razu mi nie przerywając, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Dopiero, gdy skończyłam powiedziała coś, co było takie oczywiste,ale chyba liczyłam na usłyszenie tego od niej.
- Meg, ja ci nie pomogę. To ty musisz zdecydować który z nich jest tylko przyjacielem, a który kimś więcej - Następne dwie godziny spędziłyśmy na piciu i tańczeniu. Gdy byłam już porządnie schlana, ale naszczęście nie aż tak żeby nie ogarniać co się wokół mnie dzieje, stwerdziłyśmy z Hazel, że lepiej już będzie wrócić do domów.
- Jesteś pewna, że nie chcesz żeby cię podwieźć? To żaden problem - Przytuliłyśmy się na pożegnanie, kiedy Mike zadzwonił do Hazel, że czeka na nią przed klubem. Pokręciłam tylko przecząco głową cmokając dziewczynę w policzek, po czym wyszłam, machając jeszcze na pożegnanie do Mike'a. Na ulicy świeciło się kilka świateł, więc ruszyłam wzdłuż niej zastanawiając się nad słowami przyjaciółki. Po dwudziesto minutowym spacerze dotarłam przed dom. Nie mój dom. Podeszłam do drewnianych drzwi naciskając chwiejną ręką dzwonek. W ułamku kilku sekund drzwi otworzyły się, a ich właściciel stanął w progu obrzucając mnie zszkokowanym spojrzeniem.
- Meg? - Spytał Harry, jakby nie wierząc, że stoję przed nim. Szczerze? Sama w to nie wierzyłam.


No hej hej hej ;* Już miałam wam pisać, że cierpię na chwilowy brak weny, gdy nagle ją dostałam xd :D Mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział, bo muszę przyznać, że bardzo fajnie mi się go pisało (a wszystko w notatniku na komórce xd). Nie chcę wymuszać od was czegoś typu: " 10 komentarzy - następny rozdział", ale bardzo bardzo bardzo bym się ucieszyła, jakby każdy kto to przeczytał skomentował chociaż " <3 " ;* Z góry bardzo wam dziękuję i big loffki z Chorwacji ;*** <3
Ps: W zakładce bohaterowie pojawili się Hazel i Mike, więc zapraszam do podglądu! ;) <3
Szablon wykonany przez Lady Spark