Od piętnastu minut leżałam wtulona w poduszkę nie reagując na pielęgniarkę krzątającą się po sali.
- Zaraz będzie posiłek - Kobieta podeszła do mnie wymieniając kroplówkę i zapisując coś w karcie pacjenta.
- Nie jestem głodna, dziękuję
- Nie wygłupiaj się Meg, musisz coś zjeść chyba, że chcesz tutaj spędzić kolejne trzy dni. - Na jej słowa ciarki przeszły po moich plecach. Nie chciałam być w tym okropnym miejscu ani minuty dłużej, a co dopiero dni. Nie odpowiedziałam już nic tylko bardziej zakryłam się białą pościelą. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie zachęcająco po czym wyszła zostawiając mnie samą. Dopiero gdy zamknęły się za nią drzwi podparłam się na łokciu wyciągając spod poduszki kawałki rysunku Em. Nienawidziłam Harrego. Gdy wpadł tu do mnie w furii nie dał mi nawet dojść do słowa. Nie wiem dlaczego chciałam ukryć przed nim obrazek. Bałam się, że widząc na nim siebie zareaguje jakoś dziwnie, ale na pewno nie aż tak jak wczoraj. Ten egoistyczny, zapatrzony w siebie dupek zniszczył prezent od mojej siostry tylko dlatego, że myślał, że to numer jakiegoś nie interesującego mnie doktorka! Kilka łez spłynęło po moich policzkach, a ja nie miałam siły, by je powstrzymać. Nienawidziłam Harrego z całego serca, jednak gdy obudziłam się rano pewna mała cząstka mnie miała nadzieję, że będzie tutaj, obok mnie z tym swoim pięknym, szczerym uśmiechem i zielonymi, błyszczącymi w porannym słońcu oczami. Oczywiście nie był go, a ja mu się nie dziwiłam. Sama nie byłam pewna jaka byłaby moja reakcja na jego osobę, a nie chciałam przez przypadek wydrapać mu oczu. Nie w szpitalu.
- Mogę wejść? - Usłyszałam pukanie do drzwi, a zaraz pojawiła się w nich Lucy, pielęgniarka rozdająca każdemu pacjentowi inne, odpowiednie dla niego jedzenie. Kiwnęłam głową, a kobieta wprowadziła do środka wózek z żywnością. Od wczoraj jadłam same lekkie rzeczy, dlatego nie zdziwiłam się widząc na swoim talerzu coś w rodzaju owsianki. Lubiłam owsiankę, ale ta tutaj smakowała jak niedogotowany ryż z dziwnym proszkiem w środku, czyli moimi rozdrobnionymi lekarstwami. Podziękowałam jej najlepiej jak umiałam i by powstrzymać obrzydzenie odsunęłam od siebie papkę stawiając ją na szafce obok. Na szczęście Lucy nie widziała już tego, gdyż zniknęła za zamykającymi się drzwiami. Opadłam z powrotem na łóżko obracając się w stronę okna, z którego dobrze widziałam pobliski park. Był środek czerwca, dlatego na placu zabaw było mnóstwo szalejących dzieci. Obserwowałam ich gonitwy i zabawy, a lekki uśmiech wdarł mi się na twarz. Gdy po dziesięciu minutach wróciła Lucy, nawet nie spojrzałam w jej stronę.
- Meg! Nawet nie tknęłaś jedzenia! Czy ja mam cię nakarmić? - Powiedziała lekko zirytowana kobieta. Już zamierzałam jej odpowiedzieć, gdy moją wypowiedź przerwał dobrze znany mi głos dochodzący spod drzwi.
- Nie trzeba, ja to zrobię - Wraz z pielęgniarką przeniosłyśmy zdziwione spojrzenia na wysoką dziewczynę wchodzącą do sali. Hazel. Uśmiechnęłam się promiennie widząc ją. Naprawdę się cieszyłam. W końcu ktoś normalny, z kim będę mogła szczerze porozmawiać.
- Przepraszam, ale kim pani jest?
- Spokojnie, to moja przyjaciółka. Lucy, mogłabyś nas zostawić same? - Zrobiłam maślane oczy, na co kobieta popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- No dobrze, ale ona ma to zjeść - Wskazała na talerz leżący na szafce, a brunetka na potwierdzenie kiwnęła głową. Lucy wyszła.
- Boże Meg, nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś! Jak dobrze, że nic ci się nie stało - Dziewczyna podeszła do mnie biorąc mnie po chwili w ramiona. Przytuliłam ją mocno, po czym przyjaciółka usiadła na obrotowym krześle obok mnie. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie granatową, obcisłą sukienkę i wysokie, 10 centymetrowe czarne szpilki. Ona nawet do szpitala ubierała się idealnie!
- Hazy, wybacz, że zapytam, ale czym się zajmujesz? Jako wiesz, praca
- Oh! Jestem modelką - Dziewczyna uśmiechnęła się, a mnie dosłownie wbiło w łóżko. No, ale czego miałam się spodziewać? Pasuje do tego zawodu perfekcyjnie!
- Wybacz za mój strój, ale właśnie wracam ze zdjęć i - Zaczęła się tłumaczyć skrępowana, ale szybko jej przerwałam.
- Hazy, wyglądasz prześlicznie - Powiedziałam tylko, wiedząc, że to w zupełności wystarczy, by uspokoić brunetkę. Polubiłam Hazel od pierwszego momentu, gdy ją zobaczyłam. Była naprawdę kochaną osobą, a mi nie rozmawiało się tak dobrze jak z nią jeszcze z nikim, nawet z Ashley. Szczerze, to bardzo odsunęłyśmy się od siebie z różowo-włosą, dlatego tak zdziwiła mnie jej wczorajsza wizyta. Ash była moją najlepszą przyjaciółką już od pierwszej klasy gimnazjum. Nie chciałam z nią tracić kontaktu, ale kto wie. Może tak po prostu musiało być?
- Słyszałam, że Harry zrobił tu wczoraj małe przedstawienie - Spojrzałam na nią zaskoczona. Skąd ona...ah jasne, pewnie Louis. Chyba, że...
- Hazy, błagam powiedz mi, że to nie Harry cię tu do mnie przysłał!
- Zwariowałaś? Nie! Lou do mnie wczoraj zadzwonił i o wszystkim powiedział. - Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem co bym zrobiła gdyby okazało się, że brunetka przyszła do mnie z polecenia Styles'a. Na pewno złamałoby mi to serce i to podwójnie.
- O co właściwie poszło?
- O gówno. Harry uznał, że flirtuje z lekarzem i rysunek który namalowała dla mnie Emily wziął za jego numer. Wkurzył się, a potem mnie uśpili - Powiedziałam obojętnie. Dobrze pamiętałam jak cienka igła zagłębiała się w mojej skórze roznosząc po całym moim wnętrzu błogi spokój i cisze. W oczach Harrego dostrzegłam przerażenie, ale właściwie nie wiedziałam czym było ono spowodowane. W końcu było mi wtedy tak dobrze, prawda?
- Meg? Słuchasz mnie? - Poczułam dłoń Hazel na swoim ramieniu.
- Tak, um..wybacz, zamyśliłam się.
- Właściwie to czemu nie chciałaś pokazać Harremu rysunku? Na pewno by się... - Przerwała w połowie zdania odwracając wzrok. No właśnie.
- Na pewno by się co? Ucieszył? Zezłościł? Wzruszył? Dlatego mu go nie pokazałam. Bałam się jego reakcji, jednak chyba gorszym było jego zatajenie. Sama widzisz jak chujowo wyszło.
- Wiesz, Harry jest dość dziwną i trudną do zrozumienia osobą, ale jak mu na czymś zależy to mu zależy i koniec - Popatrzyłam na nią jak na wariatkę nie rozumiejąc jej słów. Brunetka westchnęła.
- Próbuję ci uświadomić, że Harry się zmienił. I to bardzo, a wszystko dzięki tobie. Dlatego uważam, że ten obrazek wywarłby na nim jakieś emocje, ale na pewno nie negatywne. Rozumiesz? - Pokiwałam głową nie będąc pewna co odpowiedzieć. Harry się zmienił? Dzięki mnie? Nie zauważyłam tego, gdyż z każdą moją myślą, że tak było on sprawiał, że wiedziałam iż jestem w błędzie. Przykładem był wczorajszy dzień. Przez następne czterdzieści minut rozmawiałam z brunetką o wszystkim i o niczym. Miałam wrażenie, że rozmawiam z dawną przyjaciółką, z którą znam się co najmniej od przedszkola. W pewnym momencie przerwało nam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - Powiedziałam, a po chwili powietrze już nie docierało do moich płuc. Patrzyłam jak oniemiała na Luke'a wchodzącego do środka. Chłopak skrępowany popatrzył na Hazel, po czym odwrócił swoje błękitne spojrzenie na mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ostatnią osobą, której się spodziewałam był właśnie Valentine. Patrzyłam na niego zdziwiona nie mogąc wydobyć słowa.
- Wiesz co Meg, ja już pójdę. Wpadnijcie do nas z Harrym, lub sama, gdy będziecie mieć czas. Pa - Nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek, po czym uśmiechając się lekko wyszła pozostawiając mnie z Lukiem sam na sam.
- Usiądź - Powiedziałam po dłużej chwili. Blondyn bez słowa posłuchał mojego polecenia, a jego spojrzenie utkwiło gdzieś na jednej ze ścian. Czułam się dziwnie będąc z nim w jednym pomieszczeniu. Nie chciałam nigdy żeby tak było. Luke był moim przyjacielem i zawsze nim będzie.
- Wybacz, że tu przyszedłem. Po prostu uznałem, że musisz wiedzieć - Cały czas nie patrzył na mnie, a ja wybita z rytmu odwróciłam wzrok na swoje złączone dłonie.
- Ja..nie chciałem żeby tak wyszło. Byłem wściekły i po prostu nie chciałem się na tobie wyżywać. Jednak nie przewidziałem tego, że pójdziesz za mną. Odwróciłem się w twoją stronę akurat wtedy, gdy rozległ się głośny dźwięk klaksonu, a ty zaraz leżałaś przede mną w kałuży krwi. Ten pieprzony idiota odjechał, a ja nie wiedziałem co mam robić. Umierałaś, widziałem to. Przywiozłem cię tutaj, a potem zajęli się tobą lekarze. Zadzwoniłem do twojej matki, a kilka minut później byli tu już wszyscy łącznie z dziewczynami i nimi - Ściszył ostatnie słowo przez co wiedziałam o kim mówił. Louis i Harry.
- Tak mi przykro Meg. To moja wina. Gdybym wtedy nie odszedł, nie poszłabyś za mną...przepraszam - Jego głos załamał się przy końcówce, a chłopak schował twarz w dłonie. Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Chciałam gi przytulić, ale nie mogłam. Coś blokowało mnie od środka sprawiając, że nie mogłam się poruszyć.
- To nie jest twoja wina Luke - Powiedziałam zachrypniętym głosem, który zdradził mój obecny stan. Blondyn od razu podniósł swoje błękitne oczy na mnie, a jego palec otarł łzy spływające po moich policzkach.
- Nie płacz, proszę. Nie mogę na ciebie patrzeć jak cierpisz - Na jego słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam. Chłopak podniósł się biorąc mnie w ramiona. Jednak ja nie chciałam być przytulana przez niego, tylko przez Harrego. Potrzebowałam go. Teraz. Tutaj. Nie obchodziło mnie już to co stało się wczoraj, to o czym myślałam rano. Po kilku chwilach uspokoiłam się i z odsunęłam od chłopaka na bezpieczną odległość. Odwróciłam wzrok na dzieci za szybą.
- Lepiej będzie jak już pójdę - Poczułam jak łóżko wyrównuje się od braku ciężaru Luke'a, a chłopak podchodzi do drzwi otwierając je.
- Luke! - Krzyknęłam za wychodzącym chłopakiem, który popatrzył na mnie pytająco.
- Nie nienawidź mnie, proszę - Musiałam to powiedzieć dla samego spokoju. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju od kilku dni.
- Nie nienawidzę cię Meg - Odpowiedział uśmiechając się lekko, jednak smutek i ból który dostrzegłam w jego oczach przy wypowiadaniu przez niego słów sprawił, że poczułam się jeszcze gorzej. Potem zostałam sama.
- Zaraz będzie posiłek - Kobieta podeszła do mnie wymieniając kroplówkę i zapisując coś w karcie pacjenta.
- Nie jestem głodna, dziękuję
- Nie wygłupiaj się Meg, musisz coś zjeść chyba, że chcesz tutaj spędzić kolejne trzy dni. - Na jej słowa ciarki przeszły po moich plecach. Nie chciałam być w tym okropnym miejscu ani minuty dłużej, a co dopiero dni. Nie odpowiedziałam już nic tylko bardziej zakryłam się białą pościelą. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie zachęcająco po czym wyszła zostawiając mnie samą. Dopiero gdy zamknęły się za nią drzwi podparłam się na łokciu wyciągając spod poduszki kawałki rysunku Em. Nienawidziłam Harrego. Gdy wpadł tu do mnie w furii nie dał mi nawet dojść do słowa. Nie wiem dlaczego chciałam ukryć przed nim obrazek. Bałam się, że widząc na nim siebie zareaguje jakoś dziwnie, ale na pewno nie aż tak jak wczoraj. Ten egoistyczny, zapatrzony w siebie dupek zniszczył prezent od mojej siostry tylko dlatego, że myślał, że to numer jakiegoś nie interesującego mnie doktorka! Kilka łez spłynęło po moich policzkach, a ja nie miałam siły, by je powstrzymać. Nienawidziłam Harrego z całego serca, jednak gdy obudziłam się rano pewna mała cząstka mnie miała nadzieję, że będzie tutaj, obok mnie z tym swoim pięknym, szczerym uśmiechem i zielonymi, błyszczącymi w porannym słońcu oczami. Oczywiście nie był go, a ja mu się nie dziwiłam. Sama nie byłam pewna jaka byłaby moja reakcja na jego osobę, a nie chciałam przez przypadek wydrapać mu oczu. Nie w szpitalu.
- Mogę wejść? - Usłyszałam pukanie do drzwi, a zaraz pojawiła się w nich Lucy, pielęgniarka rozdająca każdemu pacjentowi inne, odpowiednie dla niego jedzenie. Kiwnęłam głową, a kobieta wprowadziła do środka wózek z żywnością. Od wczoraj jadłam same lekkie rzeczy, dlatego nie zdziwiłam się widząc na swoim talerzu coś w rodzaju owsianki. Lubiłam owsiankę, ale ta tutaj smakowała jak niedogotowany ryż z dziwnym proszkiem w środku, czyli moimi rozdrobnionymi lekarstwami. Podziękowałam jej najlepiej jak umiałam i by powstrzymać obrzydzenie odsunęłam od siebie papkę stawiając ją na szafce obok. Na szczęście Lucy nie widziała już tego, gdyż zniknęła za zamykającymi się drzwiami. Opadłam z powrotem na łóżko obracając się w stronę okna, z którego dobrze widziałam pobliski park. Był środek czerwca, dlatego na placu zabaw było mnóstwo szalejących dzieci. Obserwowałam ich gonitwy i zabawy, a lekki uśmiech wdarł mi się na twarz. Gdy po dziesięciu minutach wróciła Lucy, nawet nie spojrzałam w jej stronę.
- Meg! Nawet nie tknęłaś jedzenia! Czy ja mam cię nakarmić? - Powiedziała lekko zirytowana kobieta. Już zamierzałam jej odpowiedzieć, gdy moją wypowiedź przerwał dobrze znany mi głos dochodzący spod drzwi.
- Nie trzeba, ja to zrobię - Wraz z pielęgniarką przeniosłyśmy zdziwione spojrzenia na wysoką dziewczynę wchodzącą do sali. Hazel. Uśmiechnęłam się promiennie widząc ją. Naprawdę się cieszyłam. W końcu ktoś normalny, z kim będę mogła szczerze porozmawiać.
- Przepraszam, ale kim pani jest?
- Spokojnie, to moja przyjaciółka. Lucy, mogłabyś nas zostawić same? - Zrobiłam maślane oczy, na co kobieta popatrzyła na mnie podejrzliwie.
- No dobrze, ale ona ma to zjeść - Wskazała na talerz leżący na szafce, a brunetka na potwierdzenie kiwnęła głową. Lucy wyszła.
- Boże Meg, nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś! Jak dobrze, że nic ci się nie stało - Dziewczyna podeszła do mnie biorąc mnie po chwili w ramiona. Przytuliłam ją mocno, po czym przyjaciółka usiadła na obrotowym krześle obok mnie. Jak zwykle wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie granatową, obcisłą sukienkę i wysokie, 10 centymetrowe czarne szpilki. Ona nawet do szpitala ubierała się idealnie!
- Hazy, wybacz, że zapytam, ale czym się zajmujesz? Jako wiesz, praca
- Oh! Jestem modelką - Dziewczyna uśmiechnęła się, a mnie dosłownie wbiło w łóżko. No, ale czego miałam się spodziewać? Pasuje do tego zawodu perfekcyjnie!
- Wybacz za mój strój, ale właśnie wracam ze zdjęć i - Zaczęła się tłumaczyć skrępowana, ale szybko jej przerwałam.
- Hazy, wyglądasz prześlicznie - Powiedziałam tylko, wiedząc, że to w zupełności wystarczy, by uspokoić brunetkę. Polubiłam Hazel od pierwszego momentu, gdy ją zobaczyłam. Była naprawdę kochaną osobą, a mi nie rozmawiało się tak dobrze jak z nią jeszcze z nikim, nawet z Ashley. Szczerze, to bardzo odsunęłyśmy się od siebie z różowo-włosą, dlatego tak zdziwiła mnie jej wczorajsza wizyta. Ash była moją najlepszą przyjaciółką już od pierwszej klasy gimnazjum. Nie chciałam z nią tracić kontaktu, ale kto wie. Może tak po prostu musiało być?
- Słyszałam, że Harry zrobił tu wczoraj małe przedstawienie - Spojrzałam na nią zaskoczona. Skąd ona...ah jasne, pewnie Louis. Chyba, że...
- Hazy, błagam powiedz mi, że to nie Harry cię tu do mnie przysłał!
- Zwariowałaś? Nie! Lou do mnie wczoraj zadzwonił i o wszystkim powiedział. - Odetchnęłam z ulgą. Nie wiem co bym zrobiła gdyby okazało się, że brunetka przyszła do mnie z polecenia Styles'a. Na pewno złamałoby mi to serce i to podwójnie.
- O co właściwie poszło?
- O gówno. Harry uznał, że flirtuje z lekarzem i rysunek który namalowała dla mnie Emily wziął za jego numer. Wkurzył się, a potem mnie uśpili - Powiedziałam obojętnie. Dobrze pamiętałam jak cienka igła zagłębiała się w mojej skórze roznosząc po całym moim wnętrzu błogi spokój i cisze. W oczach Harrego dostrzegłam przerażenie, ale właściwie nie wiedziałam czym było ono spowodowane. W końcu było mi wtedy tak dobrze, prawda?
- Meg? Słuchasz mnie? - Poczułam dłoń Hazel na swoim ramieniu.
- Tak, um..wybacz, zamyśliłam się.
- Właściwie to czemu nie chciałaś pokazać Harremu rysunku? Na pewno by się... - Przerwała w połowie zdania odwracając wzrok. No właśnie.
- Na pewno by się co? Ucieszył? Zezłościł? Wzruszył? Dlatego mu go nie pokazałam. Bałam się jego reakcji, jednak chyba gorszym było jego zatajenie. Sama widzisz jak chujowo wyszło.
- Wiesz, Harry jest dość dziwną i trudną do zrozumienia osobą, ale jak mu na czymś zależy to mu zależy i koniec - Popatrzyłam na nią jak na wariatkę nie rozumiejąc jej słów. Brunetka westchnęła.
- Próbuję ci uświadomić, że Harry się zmienił. I to bardzo, a wszystko dzięki tobie. Dlatego uważam, że ten obrazek wywarłby na nim jakieś emocje, ale na pewno nie negatywne. Rozumiesz? - Pokiwałam głową nie będąc pewna co odpowiedzieć. Harry się zmienił? Dzięki mnie? Nie zauważyłam tego, gdyż z każdą moją myślą, że tak było on sprawiał, że wiedziałam iż jestem w błędzie. Przykładem był wczorajszy dzień. Przez następne czterdzieści minut rozmawiałam z brunetką o wszystkim i o niczym. Miałam wrażenie, że rozmawiam z dawną przyjaciółką, z którą znam się co najmniej od przedszkola. W pewnym momencie przerwało nam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - Powiedziałam, a po chwili powietrze już nie docierało do moich płuc. Patrzyłam jak oniemiała na Luke'a wchodzącego do środka. Chłopak skrępowany popatrzył na Hazel, po czym odwrócił swoje błękitne spojrzenie na mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ostatnią osobą, której się spodziewałam był właśnie Valentine. Patrzyłam na niego zdziwiona nie mogąc wydobyć słowa.
- Wiesz co Meg, ja już pójdę. Wpadnijcie do nas z Harrym, lub sama, gdy będziecie mieć czas. Pa - Nachyliła się i cmoknęła mnie w policzek, po czym uśmiechając się lekko wyszła pozostawiając mnie z Lukiem sam na sam.
- Usiądź - Powiedziałam po dłużej chwili. Blondyn bez słowa posłuchał mojego polecenia, a jego spojrzenie utkwiło gdzieś na jednej ze ścian. Czułam się dziwnie będąc z nim w jednym pomieszczeniu. Nie chciałam nigdy żeby tak było. Luke był moim przyjacielem i zawsze nim będzie.
- Wybacz, że tu przyszedłem. Po prostu uznałem, że musisz wiedzieć - Cały czas nie patrzył na mnie, a ja wybita z rytmu odwróciłam wzrok na swoje złączone dłonie.
- Ja..nie chciałem żeby tak wyszło. Byłem wściekły i po prostu nie chciałem się na tobie wyżywać. Jednak nie przewidziałem tego, że pójdziesz za mną. Odwróciłem się w twoją stronę akurat wtedy, gdy rozległ się głośny dźwięk klaksonu, a ty zaraz leżałaś przede mną w kałuży krwi. Ten pieprzony idiota odjechał, a ja nie wiedziałem co mam robić. Umierałaś, widziałem to. Przywiozłem cię tutaj, a potem zajęli się tobą lekarze. Zadzwoniłem do twojej matki, a kilka minut później byli tu już wszyscy łącznie z dziewczynami i nimi - Ściszył ostatnie słowo przez co wiedziałam o kim mówił. Louis i Harry.
- Tak mi przykro Meg. To moja wina. Gdybym wtedy nie odszedł, nie poszłabyś za mną...przepraszam - Jego głos załamał się przy końcówce, a chłopak schował twarz w dłonie. Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Chciałam gi przytulić, ale nie mogłam. Coś blokowało mnie od środka sprawiając, że nie mogłam się poruszyć.
- To nie jest twoja wina Luke - Powiedziałam zachrypniętym głosem, który zdradził mój obecny stan. Blondyn od razu podniósł swoje błękitne oczy na mnie, a jego palec otarł łzy spływające po moich policzkach.
- Nie płacz, proszę. Nie mogę na ciebie patrzeć jak cierpisz - Na jego słowa jeszcze bardziej się rozpłakałam. Chłopak podniósł się biorąc mnie w ramiona. Jednak ja nie chciałam być przytulana przez niego, tylko przez Harrego. Potrzebowałam go. Teraz. Tutaj. Nie obchodziło mnie już to co stało się wczoraj, to o czym myślałam rano. Po kilku chwilach uspokoiłam się i z odsunęłam od chłopaka na bezpieczną odległość. Odwróciłam wzrok na dzieci za szybą.
- Lepiej będzie jak już pójdę - Poczułam jak łóżko wyrównuje się od braku ciężaru Luke'a, a chłopak podchodzi do drzwi otwierając je.
- Luke! - Krzyknęłam za wychodzącym chłopakiem, który popatrzył na mnie pytająco.
- Nie nienawidź mnie, proszę - Musiałam to powiedzieć dla samego spokoju. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju od kilku dni.
- Nie nienawidzę cię Meg - Odpowiedział uśmiechając się lekko, jednak smutek i ból który dostrzegłam w jego oczach przy wypowiadaniu przez niego słów sprawił, że poczułam się jeszcze gorzej. Potem zostałam sama.
***
Było już kilka minut po 17. Dr. White przyszedł do mnie kilka minut temu dając mi wypis. Unikałam jego intensywnego spojrzenia, chociaż wiedziałam, że jego natarczywy wzrok utkwiony jest w mojej osobie. Zastanawiałam się czy wiedział o wczorajszym wydarzeniu, ale jego ostrożny ton i szybkie opuszczenie sali potwierdzało, że wiedział. Czułam się już dużo lepiej, chociaż musiałam podpierać się o kulach, a moja głowa nieprzyjemnie pulsowała. Cieszyłam się, że wracam do domu. Właściwie to głównym powodem był Andrew oraz oczywiście ohydne jedzenie. Chciałam być już w swoim pokoju, czystym, świeżym łóżku i z słuchawkami w uszach. Potrzebowałam oderwać się od świata i przemyśleć kilka ważnych spraw. Gdy moja torba była już zapełniona ubraniami przyniesionymi przez mamę, a ja ubrana i gotowa do opuszczenia tego przytłaczającego miejsca, usiadłam na łóżku wpatrując się w obraz za oknem. Czemu moje życie nie może być takie łatwe i beztroskie jak tych dzieci biegających po placu zabaw. Pamiętam, że od zawsze miałam zdolność do pakowania się w kłopoty. Otworzyłam wcześniej schowaną przeze mnie książkę i pochłonęłam się w opowieści. Dlatego zapewne nie usłyszałam, jak drzwi do pokoju otworzyły się, a kroki wydawane przez ciężkie buty odbiły się echem po ścianach. Podniosłam wzrok na osobę stojącą przede mną, wypuszczając książkę z rąk, która po chwili leżała już na podłodze.
- Spakowałaś się? To dobrze, chodź - Patrzyłam zszokowana na Harrego, który jak gdyby nic podszedł do mnie chwytając mnie za rękę, po czym zabrał moją torbę i ruszył ze mną do wyjścia. Wyszarpnęłam się z jego uścisku, na co chłopak spojrzał na mnie z szelmowskim uśmieszkiem wymalowanym na jego perfekcyjnej twarzy.
- Harry? Po jaką cholerę tutaj przyjechałeś? - Rzuciłam poirytowana jego gwałtownym zachowaniem. Brunet uniósł lekko brwi, jakby odpowiedź na moje pytanie była oczywista. Po chwili zostałam przyciągnięta niespodziewanie do jego twardego torsu, a jego twarz znalazła się kilka centymetrów od mojej. Kąciki ust chłopaka uniosły się jeszcze wyżej, a zielono-czarne oczy przeszyły mnie na wylot.
- Żeby zabrać się do domu - Odpowiedział twardym głosem, a ja poczułam jak wzdłuż moich pleców przepływa pojedynczy dreszcz spowodowany strachem. Bałam się. Bałam się Harrego. Mojego Harrego.
Czytasz = komentujesz = szybciej rozdział :D
Pod 16 rozdziałem było aż 11 komentarzy! To może pod tym będzie 15? Co wy na to? <3 :D
Witojcie kochani! :* Mam kilka ważnych spraw ;) Po pierwsze STRASZNIE DZIĘKUJĘ WAM ZA AŻ 11 KOMENTARZY POD ROZDZIAŁEM 16! Boże, nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa! <3 Od razu lepiej pisało mi się 17, bo wiedziałam, że mam dla kogo :D Druga sprawa jest taka, że jak każdy z nas wie zaczyna się rok szkolny, dlatego będę zmuszona dodawać rozdziały co piątek, albo nawet w sobotę czy niedzielę, bo najzwyczajniej w świecie nie będę miała czasu na ich pisanie :'( Jednak lepsza wiadomość jest taka, że za niedługo powstanie nowe opowiadanie, do którego mam nadzieję link dostępny będzie już w następnej notce ;) Będziecie czytać? Oh! Jeszcze w sprawie twittera, to za niego również się biorę i także linka podam wam pod rozdziałem 18 (wow, już 18 :o) Bardzo się cieszę, że przybyło mi nowych czytelników, dlatego przypominam, że tabela z obserwatorami znajduje się na samym dole bloga ;* Całuski i miłego wieczoru! <3 :*