- Meg! - Rozradowana Emily wpadła w moje ramiona zanim zdążyłam przekroczyć próg domu. Podniosłam ją do góry, obracając wokół własnej osi, na co dziewczynka pisnęła.
- Co taka rozradowana? - Mama oparła się o drzwi do ogrodu. Dziwnie było ją zobaczyć w czymś innym niż szczupła, czarna spódnica, biała, idealnie wyprasowana bluzka i czarna dopasowana marynarka, ale cóż. Już przywykłam. Kobieta miała na sobie krótkie ogrodniczki, natomiast w ręku trzymała sekator, co znaczyło, że zapewne zajmowała się kwiatami. Słomiany kapelusz, w którym Emily biegała po całym domu udając samolot, pewnie służył do wykończenia stroju rodzicielki. Jak widać znalazł inne zastosowanie.
- A tak jakoś - Odpowiedziałam sama zastanawiając się nad prawdomównością tych słów.
- Pomożesz mi z różami? - Kobieta uśmiechnęła się lekko nawet nie wiedząc ile dodaje mi tym otuchy. Przytaknęłam, zabierając od niej parę rękawiczek, które wyciągała w moją stronę. Przez następne dwie godziny wykopywałyśmy z mamą wszystkie możliwe drzewka i krzaki, przesadzając je na inne, lepsze miejsca. Em starała się nam pomóc, jednak zakończyło się to dla niej porządnym myciem, po tym jak wpadła do dołka przygotowanego dla jednego z krzaków o grubych korzeniach. Gdy usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych, wstałam otrzepując się z ziemi i pobiegłam by je otworzyć.
- Dzień dobry. Pani Jeniffer Forbs? -Przede mną wyrosła postać dobrze..bardzo dobrze zbudowanego chłopaka, o piwnych przenikliwych oczach, lekko stojących włosach i delikatnym zaroście. Był zdecydowanie zbyt przystojny.
- Nie, jestem jej córką. Aktualnie nie może podejść - Uśmiechnęłam się do szatyna przypominając sobie mamę walczącą z Emily o wzięcie prysznicu. Chłopak omiótł mnie wzrokiem z góry do dołu jakby chciał przekonać się czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą do odebrania, jak przypuszczałam, przesyłki przeznaczonej dla rodzicielki. Bijąca od niego aura sprawiła, że lekko się wzdrygnęłam, gdy dostawca dosłownie włożył mi w ręce sporej wielkości paczkę. Podczas tej krótkiej chwili mój wzrok przykuł tatuaż na jego prawej ręce, przedstawiający cztery strzałki. Posłałam w jego stronę niewyraźny uśmiech w odpowiedzi, jednak szatyn cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku i ani na chwilę nie odwzajemnił mojego gestu. Odchrząknęłam znacząco. To naprawdę zaczynało się robić dziwne.
- Yy przepraszam, coś jeszcze? - Zapytałam patrząc mu prosto w oczy, w których panowała pustka. Chłopak na dźwięk mojego głosu otrząsnął się po czym obrócił tyłem do mnie i zanim zniknął całkowicie za furtką powiedział tylko
- Do widzenia - I zniknął. Dziwne. Przed powrotem do ogrodu upewniłam się dwa razy czy aby na pewno zamknęłam drzwi. Tak dla wszelkiego bezpieczeństwa.
- Mamo, paczka dla ciebie leży na stole -Powiedziałam, gdy z powrotem dołączyłam do rodziny.
- Dla mnie? Nie oczekiwałam żadnej przesyłki. Idę sprawdzić co to. - Wraz z jej słowami poczułam jak serce przyspiesza mi do granic możliwości. Że co proszę?! Po chwili usłyszałam wołanie mamy z domu.
- A jednak do mnie! To spóźnione papiery dotyczące jednej z prowadzonych przeze mnie spraw. Czekałam na nie od tygodnia! -Wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie byłam świadoma tego, że tak długo je wstrzymywałam. Wraz z powrotem rodzicielki, Emily wbiegła do ogrodu i stanęła przy mnie.
- Chodźmy na lody! - Dziewczynka zaczęła mną potrząsać, jakby nie zrozumiała, że jej słowa dotarły do mnie za pierwszym razem. A może nie zrozumiała. Em popatrzyła na mamę jednym z tych swoich uwodzicielskich spojrzeń.
- Proszę, proszę, proszę! - No jasne że się kurwa zgodzi, jak inaczej...
- Możecie iść - Świetnie. Koniec z jakimkolwiek czasem wolnym na dzisiaj.
- Pod warunkiem, że Meg się zgodzi - Dziękuję. Westchnęłam i popatrzyłam w pełne nadzieji oczy małej. Złapałam ją za rękę i uśmiechnęłam się najlepiej jak tylko mogłam.
- Ok, pójdę - Jednak nie ma nic lepszego niż widok zadowolonej Emily. To zawsze sprawiało, że moje serce miękło. Dziewczynka zapiszczała radośnie, po czym przytuliła się do moich nóg.
- Jesteś najlepsza Meg! - Zielone oczka wpatrywały się we mnie w pełni blasku. Objęłam ją ręką.
- Kto ostatni przy furtce, ten stawia! -Zaśmiałam się na co blondynka zerwała się do biegu.
- Ja jadę na chwilę do babci. Meg, uważajcie na siebie - Powiedziała mama podając mi pieniądze i klucze do domu.
- Jak zawsze. Pozdrów babcię! - Mrugnęłam do niej i dołączyłam do zasapanej Em oznajmiającej właśnie jakiejś nieznajomej, starszej pani po drugiej stronie ulicy, że wygrała zakład ze starszą siostrą. Żeby wiedziała tylko że pieniądze należą do mamy.
Droga do najbliższego sklepu zajęła nam piętnaście minut, nie licząc jeszcze czasu, w którym rzucałyśmy kamieniami do kaczek w pobliskim stawie. Wpadłam do niego na wycieczce szkolnej mając dwanaście lat. Dobrze pamiętam dzień, w którym musiałam maszerować ulicą w prześwitującej sukience, przemokniętej do suchej nitki, a koledzy z klasy wymyślili rymowankę która brzmiała
' Mokra Meg idzie ulicą,
wszyscy krzyczą gdy ją widzą,
majtki fioletowe ma,
komu pierwszemu je da?'
Zaśmiałam się na te krępujące wspomnienie. Gdy dotarłyśmy do sklepu, Em wprost rzuciła się na lodówki z lodami. Podeszłam do niej słysząc za sobą znajomy głos.
- Mogłaś powiedzieć, że idziecie z Emily do sklepu, to bym przynajmniej zaoszczędziła sobie te kilkanaście minut samotności - Odwróciłam się, widząc Katherine, naszą sąsiadkę, starszą ode mnie o trzy lata. Przeprowadziła się niedawno z Seattle, po rozstaniu z chłopakiem. Nie wiem jakim debilem musiał być, żeby rozstać się z tak ładną i sympatyczną dziewczyną, jaką była Kat.
- Hej Kat. Pomóc ci? - Dwudziesto-dwulatka trzymała w ręce cztery ogromne pudła. Dziwne, że jeszcze się nie wywaliła.
- Jakbyś mogła - Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a ja podając Em klucze i pieniądze, chwyciłam dwa z nich i skierowałam się za Katherine w stronę parkingu, gdzie stało jej auto.
- Nie ruszaj się stąd! - Powiedziałam przez ramię do Em, na co dziewczynka kiwnęła głową. Po pożegnaniu z Kat i odmówieniu podwózki do domu, wróciłam przed lodówki, jednak mojej siostry tam nie było. No jasne.
- Emily! - Dziewczynka stała kilka półek dalej i próbowała daremnie sięgnąć po jedną z gazetek znajdującej się na najwyżej. Lody i pieniądze leżały obok niej na podłodze.
- Emily gdzie są klucze!? - Nie było ich. Nie. Było. Kurwa. Kluczy! Blondynka popatrzyła na mnie, po czym na leżące przedmioty, a na jej twarzy pojawiła się dezorientacja.
- Przecież kazałam ci stać tam i jedynym co miałaś robić było pilnowanie rzeczy, które ci dałam! Emily! Czy ja tak dużo wymagam?! - W jej oczach zgromadziły się łzy.
- Ja nie chciałam Megan, przepraszam - Dolna warga Em zaczęła się trząść. Przytuliłam ją do siebie próbując opanować złość.
- Już dobrze, przepraszam. Po prostu pomóż mi je poszukać. Pewnie gdzieś tu spadły - Schyliłam się pod regały. Emily zrobiła zaraz to samo. Po przeszukaniu każdej z możliwych półek i nie znalezieniu niczego, stwierdziłam, że klucze po prostu rozpuściły się w powietrzu. Podnosząc głowę, zobaczyłam przed sobą parę czarnych, idealnie wypastowanych butów. Gdy moje oczy zetknęły się z ciemno-piwnym spojrzeniem chłopaka stojącego nade mną, poczułam jak uchodzi ze mnie powietrze. Pośpiesznie wstałam, teatralnie się przy tym otrzepując i przy okazji skanując nieznajomego wzrokiem. Mulat miał na sobie ciemne jeansy, czarny podkoszulek i w tym samym kolorze płaszcz ze stojącym kołnierzykiem. Kilkudniowy zarost i ciemne rozwichrzone włosy sprawiły, że mimowolnie przygryzzłam wargę. Cholera, był bardzo pociągający. Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął w tej samej chwili dłoń w której spoczywały...moje klucze?
- Chyba tego szukacie, prawda? - Emily stanęła przy mnie z ulgą wymalowaną na twarzy. Ze zdziwieniem odebrałam swoją własność.
- Dziękuję - Nie wiem czemu, ale nie miałam odwagi zapytać gdzie je znalazł. Był za bardzo pewny siebie w swoich ruchach i słowach, co momentalnie gasiło człowieka. Mulat posłał w moją stronę ostatni uśmiech i zaczął odchodzić w stronę wyjścia ze sklepu. Zanim jednak wyszedł na zewnątrz odwrócił się przez ramię, wypowiadając słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.
- I następnym razem, radzę uważać - Popatrzył na mnie, a kąciki jego ust podniosły się, tworząc chytry uśmieszek. Cały dotychczasowy blask w oczach bruneta znikł, zastąpiony przez ciemne jak węgiel spojrzenie. Poczułam jak po plecach przechodzi mnie dreszcz.
- Bo jeszcze trafią w niepowołane ręce, a tego byśmy nie chcieli - Po czym sprawnym ruchem otworzył drzwi i wyszedł, pozostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną na środku sklepu.
Całą drogę powrotną spędziłam w ciszy zastanawiając się nad dziwnym zbiegiem okoliczności w spotkaniu dwóch, jakże pociągających, a zarazem przerażających chłopaków. Może po prostu miałam pecha? Emily prawie bezgłośnie konsumowała wcześniej kupionego loda i w sumie byłam jej wdzięczna za to, że nie próbowała przerywać panującego spokoju.
- Mamuś jesteśmy! - Krzyknęła dziewczynka wbiegając do domu, w którym paliły się światła, co oznaczało, że rodzicielka już wróciła. Odgłosy włączonego telewizora dobiegały z salonu, w którym Em zaraz się znalazła.
- Ja idę spać! Branoc! - Poinformowałam, po czym powlokłam się po schodach do pokoju. Wchodząc, od razu opadłam na łóżko znajdujące się na środku pomieszczenia. Mój pokój nie należał do największych, ale dla mnie był idealny. Na ścianach zostały porozwieszane plakaty z różnymi zespołami, zdjęcia mojej rodzinki, przyjaciół oraz moje szkice. Obok biórka znajdowały się drzwi na balkon, z którego mogłam bezpiecznie obserwować młodego sąsiada koszącego w sobote trawnik bez koszulki. W sumie pasowałby do Kat. Na pewno ich kiedyś zeswatam. Zbyt zmęczona na cokolwiek po prostu leżałam w bezruchu czekając na nadchodzący sen, jednak najwidoczniej nie dane mi było zasnąć wcześniej, bo telefon leżący obok mojej głowy zaczął wibrować, a na migoczącym wyświetlaczu pojawiło się dobrze znane mi imię.
- Ty na serio nie masz serca - Powiedziałam do Ashley udając urażenie. Dziewczyna zaśmiała się.
- Nie mów, że idziesz spać - Zaśmiała się na co mruknęłam do słuchawki.
- Dobra, chodzi o to, że jutro Dezze organizuje imprezę w Nout i mamy na nią przyjść, bez żadnego ale! - 'Dezze - jeśli nie byłeś u niego na imprezie chociaż raz - nie istniejesz'. Problem w tym, że ja bywałam prawie na każdej. Koleś był walnięty, jednak trzeba było przyznać, że imprezy robił świetne. Dziwne wydarzenia z dzisiejszego dnia spowodowały, że czułam się wykończona. Wykończona psychicznie. Cały czas przed moimi oczami pojawiała się twarz, jak nie bruneta z tatuażem na ręce, to mulata z chytrym uśmieszkiem na twarzy. A do tego jeszcze koszmar, który dzisiejszej nocy pewnie też będzie mnie maltretował. Dość.
- Ok, zgoda. Pójdę - Po drugiej stronie moja przyjaciółka wydała z siebie cichy pisk. - Pod warunkiem, że dasz mi spać - Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ok, no już ok. To do jutra, dobrej nocki Meg! - Usłyszałam z ust Ash, zanim połączenie zostało przerwane. Westchnęłam wyłączając telefon i przykrywając się kocem. Po kilku minutach poczułam jak moje powieki robią się cięższe, a mnie samą ogarnia błogi spokój, dopóki nie znajduje się na środku ciemnego lasu ze łzami w oczach biegnąc rozpaczliwie w stronę urwiska, z którego zaraz spadam. Znowu.
- Co taka rozradowana? - Mama oparła się o drzwi do ogrodu. Dziwnie było ją zobaczyć w czymś innym niż szczupła, czarna spódnica, biała, idealnie wyprasowana bluzka i czarna dopasowana marynarka, ale cóż. Już przywykłam. Kobieta miała na sobie krótkie ogrodniczki, natomiast w ręku trzymała sekator, co znaczyło, że zapewne zajmowała się kwiatami. Słomiany kapelusz, w którym Emily biegała po całym domu udając samolot, pewnie służył do wykończenia stroju rodzicielki. Jak widać znalazł inne zastosowanie.
- A tak jakoś - Odpowiedziałam sama zastanawiając się nad prawdomównością tych słów.
- Pomożesz mi z różami? - Kobieta uśmiechnęła się lekko nawet nie wiedząc ile dodaje mi tym otuchy. Przytaknęłam, zabierając od niej parę rękawiczek, które wyciągała w moją stronę. Przez następne dwie godziny wykopywałyśmy z mamą wszystkie możliwe drzewka i krzaki, przesadzając je na inne, lepsze miejsca. Em starała się nam pomóc, jednak zakończyło się to dla niej porządnym myciem, po tym jak wpadła do dołka przygotowanego dla jednego z krzaków o grubych korzeniach. Gdy usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych, wstałam otrzepując się z ziemi i pobiegłam by je otworzyć.
- Dzień dobry. Pani Jeniffer Forbs? -Przede mną wyrosła postać dobrze..bardzo dobrze zbudowanego chłopaka, o piwnych przenikliwych oczach, lekko stojących włosach i delikatnym zaroście. Był zdecydowanie zbyt przystojny.
- Nie, jestem jej córką. Aktualnie nie może podejść - Uśmiechnęłam się do szatyna przypominając sobie mamę walczącą z Emily o wzięcie prysznicu. Chłopak omiótł mnie wzrokiem z góry do dołu jakby chciał przekonać się czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą do odebrania, jak przypuszczałam, przesyłki przeznaczonej dla rodzicielki. Bijąca od niego aura sprawiła, że lekko się wzdrygnęłam, gdy dostawca dosłownie włożył mi w ręce sporej wielkości paczkę. Podczas tej krótkiej chwili mój wzrok przykuł tatuaż na jego prawej ręce, przedstawiający cztery strzałki. Posłałam w jego stronę niewyraźny uśmiech w odpowiedzi, jednak szatyn cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku i ani na chwilę nie odwzajemnił mojego gestu. Odchrząknęłam znacząco. To naprawdę zaczynało się robić dziwne.
- Yy przepraszam, coś jeszcze? - Zapytałam patrząc mu prosto w oczy, w których panowała pustka. Chłopak na dźwięk mojego głosu otrząsnął się po czym obrócił tyłem do mnie i zanim zniknął całkowicie za furtką powiedział tylko
- Do widzenia - I zniknął. Dziwne. Przed powrotem do ogrodu upewniłam się dwa razy czy aby na pewno zamknęłam drzwi. Tak dla wszelkiego bezpieczeństwa.
- Mamo, paczka dla ciebie leży na stole -Powiedziałam, gdy z powrotem dołączyłam do rodziny.
- Dla mnie? Nie oczekiwałam żadnej przesyłki. Idę sprawdzić co to. - Wraz z jej słowami poczułam jak serce przyspiesza mi do granic możliwości. Że co proszę?! Po chwili usłyszałam wołanie mamy z domu.
- A jednak do mnie! To spóźnione papiery dotyczące jednej z prowadzonych przeze mnie spraw. Czekałam na nie od tygodnia! -Wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie byłam świadoma tego, że tak długo je wstrzymywałam. Wraz z powrotem rodzicielki, Emily wbiegła do ogrodu i stanęła przy mnie.
- Chodźmy na lody! - Dziewczynka zaczęła mną potrząsać, jakby nie zrozumiała, że jej słowa dotarły do mnie za pierwszym razem. A może nie zrozumiała. Em popatrzyła na mamę jednym z tych swoich uwodzicielskich spojrzeń.
- Proszę, proszę, proszę! - No jasne że się kurwa zgodzi, jak inaczej...
- Możecie iść - Świetnie. Koniec z jakimkolwiek czasem wolnym na dzisiaj.
- Pod warunkiem, że Meg się zgodzi - Dziękuję. Westchnęłam i popatrzyłam w pełne nadzieji oczy małej. Złapałam ją za rękę i uśmiechnęłam się najlepiej jak tylko mogłam.
- Ok, pójdę - Jednak nie ma nic lepszego niż widok zadowolonej Emily. To zawsze sprawiało, że moje serce miękło. Dziewczynka zapiszczała radośnie, po czym przytuliła się do moich nóg.
- Jesteś najlepsza Meg! - Zielone oczka wpatrywały się we mnie w pełni blasku. Objęłam ją ręką.
- Kto ostatni przy furtce, ten stawia! -Zaśmiałam się na co blondynka zerwała się do biegu.
- Ja jadę na chwilę do babci. Meg, uważajcie na siebie - Powiedziała mama podając mi pieniądze i klucze do domu.
- Jak zawsze. Pozdrów babcię! - Mrugnęłam do niej i dołączyłam do zasapanej Em oznajmiającej właśnie jakiejś nieznajomej, starszej pani po drugiej stronie ulicy, że wygrała zakład ze starszą siostrą. Żeby wiedziała tylko że pieniądze należą do mamy.
Droga do najbliższego sklepu zajęła nam piętnaście minut, nie licząc jeszcze czasu, w którym rzucałyśmy kamieniami do kaczek w pobliskim stawie. Wpadłam do niego na wycieczce szkolnej mając dwanaście lat. Dobrze pamiętam dzień, w którym musiałam maszerować ulicą w prześwitującej sukience, przemokniętej do suchej nitki, a koledzy z klasy wymyślili rymowankę która brzmiała
' Mokra Meg idzie ulicą,
wszyscy krzyczą gdy ją widzą,
majtki fioletowe ma,
komu pierwszemu je da?'
Zaśmiałam się na te krępujące wspomnienie. Gdy dotarłyśmy do sklepu, Em wprost rzuciła się na lodówki z lodami. Podeszłam do niej słysząc za sobą znajomy głos.
- Mogłaś powiedzieć, że idziecie z Emily do sklepu, to bym przynajmniej zaoszczędziła sobie te kilkanaście minut samotności - Odwróciłam się, widząc Katherine, naszą sąsiadkę, starszą ode mnie o trzy lata. Przeprowadziła się niedawno z Seattle, po rozstaniu z chłopakiem. Nie wiem jakim debilem musiał być, żeby rozstać się z tak ładną i sympatyczną dziewczyną, jaką była Kat.
- Hej Kat. Pomóc ci? - Dwudziesto-dwulatka trzymała w ręce cztery ogromne pudła. Dziwne, że jeszcze się nie wywaliła.
- Jakbyś mogła - Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a ja podając Em klucze i pieniądze, chwyciłam dwa z nich i skierowałam się za Katherine w stronę parkingu, gdzie stało jej auto.
- Nie ruszaj się stąd! - Powiedziałam przez ramię do Em, na co dziewczynka kiwnęła głową. Po pożegnaniu z Kat i odmówieniu podwózki do domu, wróciłam przed lodówki, jednak mojej siostry tam nie było. No jasne.
- Emily! - Dziewczynka stała kilka półek dalej i próbowała daremnie sięgnąć po jedną z gazetek znajdującej się na najwyżej. Lody i pieniądze leżały obok niej na podłodze.
- Emily gdzie są klucze!? - Nie było ich. Nie. Było. Kurwa. Kluczy! Blondynka popatrzyła na mnie, po czym na leżące przedmioty, a na jej twarzy pojawiła się dezorientacja.
- Przecież kazałam ci stać tam i jedynym co miałaś robić było pilnowanie rzeczy, które ci dałam! Emily! Czy ja tak dużo wymagam?! - W jej oczach zgromadziły się łzy.
- Ja nie chciałam Megan, przepraszam - Dolna warga Em zaczęła się trząść. Przytuliłam ją do siebie próbując opanować złość.
- Już dobrze, przepraszam. Po prostu pomóż mi je poszukać. Pewnie gdzieś tu spadły - Schyliłam się pod regały. Emily zrobiła zaraz to samo. Po przeszukaniu każdej z możliwych półek i nie znalezieniu niczego, stwierdziłam, że klucze po prostu rozpuściły się w powietrzu. Podnosząc głowę, zobaczyłam przed sobą parę czarnych, idealnie wypastowanych butów. Gdy moje oczy zetknęły się z ciemno-piwnym spojrzeniem chłopaka stojącego nade mną, poczułam jak uchodzi ze mnie powietrze. Pośpiesznie wstałam, teatralnie się przy tym otrzepując i przy okazji skanując nieznajomego wzrokiem. Mulat miał na sobie ciemne jeansy, czarny podkoszulek i w tym samym kolorze płaszcz ze stojącym kołnierzykiem. Kilkudniowy zarost i ciemne rozwichrzone włosy sprawiły, że mimowolnie przygryzzłam wargę. Cholera, był bardzo pociągający. Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął w tej samej chwili dłoń w której spoczywały...moje klucze?
- Chyba tego szukacie, prawda? - Emily stanęła przy mnie z ulgą wymalowaną na twarzy. Ze zdziwieniem odebrałam swoją własność.
- Dziękuję - Nie wiem czemu, ale nie miałam odwagi zapytać gdzie je znalazł. Był za bardzo pewny siebie w swoich ruchach i słowach, co momentalnie gasiło człowieka. Mulat posłał w moją stronę ostatni uśmiech i zaczął odchodzić w stronę wyjścia ze sklepu. Zanim jednak wyszedł na zewnątrz odwrócił się przez ramię, wypowiadając słowa, które zmroziły mi krew w żyłach.
- I następnym razem, radzę uważać - Popatrzył na mnie, a kąciki jego ust podniosły się, tworząc chytry uśmieszek. Cały dotychczasowy blask w oczach bruneta znikł, zastąpiony przez ciemne jak węgiel spojrzenie. Poczułam jak po plecach przechodzi mnie dreszcz.
- Bo jeszcze trafią w niepowołane ręce, a tego byśmy nie chcieli - Po czym sprawnym ruchem otworzył drzwi i wyszedł, pozostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną na środku sklepu.
Całą drogę powrotną spędziłam w ciszy zastanawiając się nad dziwnym zbiegiem okoliczności w spotkaniu dwóch, jakże pociągających, a zarazem przerażających chłopaków. Może po prostu miałam pecha? Emily prawie bezgłośnie konsumowała wcześniej kupionego loda i w sumie byłam jej wdzięczna za to, że nie próbowała przerywać panującego spokoju.
- Mamuś jesteśmy! - Krzyknęła dziewczynka wbiegając do domu, w którym paliły się światła, co oznaczało, że rodzicielka już wróciła. Odgłosy włączonego telewizora dobiegały z salonu, w którym Em zaraz się znalazła.
- Ja idę spać! Branoc! - Poinformowałam, po czym powlokłam się po schodach do pokoju. Wchodząc, od razu opadłam na łóżko znajdujące się na środku pomieszczenia. Mój pokój nie należał do największych, ale dla mnie był idealny. Na ścianach zostały porozwieszane plakaty z różnymi zespołami, zdjęcia mojej rodzinki, przyjaciół oraz moje szkice. Obok biórka znajdowały się drzwi na balkon, z którego mogłam bezpiecznie obserwować młodego sąsiada koszącego w sobote trawnik bez koszulki. W sumie pasowałby do Kat. Na pewno ich kiedyś zeswatam. Zbyt zmęczona na cokolwiek po prostu leżałam w bezruchu czekając na nadchodzący sen, jednak najwidoczniej nie dane mi było zasnąć wcześniej, bo telefon leżący obok mojej głowy zaczął wibrować, a na migoczącym wyświetlaczu pojawiło się dobrze znane mi imię.
- Ty na serio nie masz serca - Powiedziałam do Ashley udając urażenie. Dziewczyna zaśmiała się.
- Nie mów, że idziesz spać - Zaśmiała się na co mruknęłam do słuchawki.
- Dobra, chodzi o to, że jutro Dezze organizuje imprezę w Nout i mamy na nią przyjść, bez żadnego ale! - 'Dezze - jeśli nie byłeś u niego na imprezie chociaż raz - nie istniejesz'. Problem w tym, że ja bywałam prawie na każdej. Koleś był walnięty, jednak trzeba było przyznać, że imprezy robił świetne. Dziwne wydarzenia z dzisiejszego dnia spowodowały, że czułam się wykończona. Wykończona psychicznie. Cały czas przed moimi oczami pojawiała się twarz, jak nie bruneta z tatuażem na ręce, to mulata z chytrym uśmieszkiem na twarzy. A do tego jeszcze koszmar, który dzisiejszej nocy pewnie też będzie mnie maltretował. Dość.
- Ok, zgoda. Pójdę - Po drugiej stronie moja przyjaciółka wydała z siebie cichy pisk. - Pod warunkiem, że dasz mi spać - Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ok, no już ok. To do jutra, dobrej nocki Meg! - Usłyszałam z ust Ash, zanim połączenie zostało przerwane. Westchnęłam wyłączając telefon i przykrywając się kocem. Po kilku minutach poczułam jak moje powieki robią się cięższe, a mnie samą ogarnia błogi spokój, dopóki nie znajduje się na środku ciemnego lasu ze łzami w oczach biegnąc rozpaczliwie w stronę urwiska, z którego zaraz spadam. Znowu.
Świetne, uuu... kiedy next?
OdpowiedzUsuńCudo, już chcę wiedzieć co dalej się stanie. Pewnie resztę chłopaków spotka na imprezie, albo po niej. Czekam na nn. <3
Super naprawde. Czekam naa nastepny
OdpowiedzUsuń